sobota, 17 stycznia 2015

Maria Dąbrowska wraca do Warszawy

3 lutego 1945 roku Maria Dąbrowska wyruszyła do Warszawy. Swoje pierwsze dni w stolicy opisała w krótkim, wzruszającym wspomnieniu, które ogłosiła rok później pod tytułem Moja pierwsza wędrówka do Warszawy w dwutygodniku literacko-społecznym „Warszawa”, a następnie włączyła do zbioru Gwiazda zaranna z 1955 roku. W 1969 roku z okazji swego dwudziestopięciolecia „Czytelnik” wydał je z kolei jako książkę pt. Pielgrzymka do Warszawy z rysunkami Tadeusza Kulisiewicza. Ołówkowe rysunki Kulisiewicza powstały w kwietniu 1945 roku i były bezpośrednim rejestrem wrażeń artysty z pierwszego zetknięcia ze zburzoną Warszawą. Na ich podstawie artysta stworzył potem cykl rysunków tuszem, które w 1947 roku zostały pokazane na wystawie pt. „Ruiny Warszawy 1945” w Muzeum Narodowym, a „Czytelnik” wydał je w postaci albumu.


Swą pielgrzymkę Dąbrowska rozpoczyna w Jackowicach koło Dąbrowy Zduńskiej, w której po powstaniu znalazła wraz z najbliższymi schronienie. Na stacji kolejowej wsiada do zatłoczonego pociągu jadącego z Kutna w stronę Sochaczewa. W Łowiczu przesiada się do innego pociągu. Wszędzie tłok i rwetes. Dwie sceny pokazują, dość aluzyjnie, nową rzeczywistość. Żołnierz, berlingowiec, zapytany skąd pochodzi, odpowiada, że z Łucka i milknie, po czym i Dąbrowska „milknie zażenowana”. Jakiś czas potem ta świadomość zmiany jest jeszcze bardziej odczuwalna. W pociągu jadą dwie Ukrainki wracające z robót z Niemiec. Śpiewają po rosyjsku pieśni o komsomolcach. Poproszone przez Dąbrowską żeby zaśpiewały coś po ukraińsku, odpowiadają milczeniem. Do wagonu wchodzi radziecki oficer i je zagaduje przyjazną rozmową. Skarżą się, że jadą już tyle dni, a „tu ciągle Polsza i Polsza”, a oficer pociesza je, że już niedługo Bug, a za Bugiem „to już Rassieja”.

W dzienniku Dąbrowska pisze o nowej sytuacji otwarcie, bez aluzji. Pod datą 27 stycznia notuje: „To, co teraz zrobiono z Polską, przechodzi wszystko, co znane jest w dziejach jako cynizm i narzucanie narodowi obcej woli przemocą (...) i pomyśleć, że to wszystko odbywa się przy takiej samej obojętności świata jak rozbiory w końcu XVIII wieku”. Ale trudy codzienności odsuwają tymczasem na plan dalszy kwestie polityczne, czy ideologiczne. Tym bardziej, że nowy reżim na razie stosuje kamuflaż. Gdy kilka dni później Dąbrowska idąc na Pragę do Zarządu Miasta przechodzi przez drewniany most przy Karowej, jak zaznacza „solidny i ładny, zbudowany w czternaście dni przez żołnierzy radzieckich”, opisuje, że jest on obstawiony plakatami sowieckiej propagandy wojennej, ale są i wśród nich plakaty głoszące krótko: „Niech żyje silna, niepodległa, demokratyczna Polska”. O socjalizmie i walce z reakcją taktycznie jeszcze się nie mówi.

Po wielu godzinach Dąbrowska dociera do Pruszkowa i tam zupełnie przypadkiem spotyka Stanisława Lorenza, Mariana Wyrzykowskiego i Jarosława Iwaszkiewicza. Okazuje się, że mieli właśnie wysyłać po nią ciężarówkę Muzeum Narodowego. Tą ciężarówką zatem wyrusza z Pruszkowa do Warszawy i po ponad trzydziestu godzinach dociera do miasta. Zatrzymuje się przy gmachu Muzeum Narodowego, gdzie załatwia formalności związane z otrzymaniem zapomogi pisarskiej w pieniądzach „lubelskich”, bo waluty okupacyjnej, tzw. „krakowskich młynarek”, nikt już nie przyjmuje; żegna się z przyjaciółmi i rusza do swego przedwojennego mieszkania na ulicę Polną. Tam przeżyła okupację, a w piwnicy domu niemal całe powstanie.

Ruiny Kościoła św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży,
luty 1945, for. Ryszard Witkowski „Romuald”, „Orliński”
źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego

Dookoła wszędzie widać gruzy i poszczerbione mury umarłych, spalonych domów, puste jamy okien. Ale też jednocześnie wielki ruch: „zdrożeni piechurzy wędrują obładowani plecakami, tobołkami, walizeczkami”, ciężarówki pędzą odgruzowanymi głównymi arteriami. Przez „straszliwy wąwóz zniszczonego Nowego Światu”, przez plac Trzech Krzyży z „patetycznymi zwaliskami kościoła Świętego Aleksandra” Dąbrowska dociera na Mokotowską 48, gdzie w ogródku zabytkowej kamienicy, domu J. I. Kraszewskiego z początków XIX wieku, znajduje się cmentarz powstańczy. Jest na nim pochowana siostra Dąbrowskiej Jadwiga. Drugiego października 1944 roku, gdy pisarka wraz ze Stanisławem Stempowskim oraz Anną i Jerzym Kowalskimi wychodziła z płonącego miasta, ranna i umierająca po amputacji nogi Jadwiga została w szpitalu przy Mokotowskiej. „Nie mogę przeboleć – notowała Dąbrowska w późniejszych latach w dzienniku – żałosnej śmierci Jadzi i tego, że ja ją zostawiłam na takie straszne samotne konanie...”.

Brama wiodąca na podwórze jest zamknięta, napis kredą na murze informuje o minach. Dąbrowska stoi długo przed bramą ze łzami w oczach. Przychodzi w to miejsce kilka dni później, gdy saperzy rozminują już teren. „Grobów jest chyba ponad setka – pisze – trupów pod nimi – o ileż więcej!” i zostawia na krzyżu deszczułkę z wymalowanym tuszem imieniem i nazwiskiem siostry, datą śmierci i skrótem W.S.K. – Wojskowa Służba Kobiet.



rys. Tadeusz Kulisiewicz, 1945

Potem przez Plac Zbawiciela, na środku którego również znajduje się cmentarz, Dąbrowska dociera do Polnej, do swego przedwojennego mieszkania w domu pod numerem 40. Przed bramą spotyka dozorcę, padają sobie w ramiona. Płacz i wzruszenie. Przez kilka następnych dni mieszka u sąsiadki, której udało się jakoś wygospodarować jeden z pokoi. Zaczyna się porządkowanie zrujnowanego mieszkania. Szyb w oknach brak, w kątach leżą zaspy śniegu, pozaciekane sufity osypują się, w ścianach ślady po kulach. Biblioteka i archiwum domowe Dąbrowskiej wprawdzie przetrwały, ale są w stanie opłakanym. Rękopisy, notatki, fotografie leżą wilgotne, postrzępione i podeptane, w rozpadających się stosach. Książki zostały przetrzebione przez szabrowników.

Mieszkanie przy Polnej w pierwszych tygodniach 1945 roku było ciągle plądrowane. Dąbrowska zaznacza, że rabusie rekrutować się musieli z różnych środowisk, także inteligenckich. „Ktoś – pisze, – kto w czasie jednego z moich wyjazdów pod Łowicz wyciął z ramy akwarelę Rafała Malczewskiego, zabrał stare wydanie Biblii Wujka, oryginalny rysunek Noakowskiego, artystycznie w skórę oprawny egzemplarz dzieł Kochanowskiego, najlepiej oprawny komplet moich utworów, piękną pacykowską majolikową Krakowiankę i oprawny „Słownik biograficzny” był inteligentem, znawcą rzeczy wartościowych z dziedziny piękna i wiedzy”.

Dąbrowska musi uzyskać na swe mieszkanie „nakaz kwaterunkowy”, idzie w tym celu do Zarządu Miasta na ulicę Otwocką na Pradze. Tam krzątanina, gwar, tłumy, przepytywanie o znajomych i niezmiennie odpowiedzi: „zginął w powstaniu, przepadł bez wieści, wywieziony”. Ale jednocześnie pisarka odnotowuje odradzające się w ruinach życie. Wszędzie krzątanina, sprzątanie, reperowanie „stukają młotki, rzężą piły”. Przede wszystkim jednak handel, „od handlu zaczyna się życie na najbardziej nawet martwych ruinach”. „Na Pradze ruch, ścisk, targ; w sklepach powystawiano szynki, kiełbasy, na straganach pełno... naszych wyszabrowanych rzeczy”. Przed jakimś domem, częściowo nadpalonym zatknięta w stertę gruzu i śniegu tkwi na kiju osadzona kartka papieru z napisem: „Tu wydaje się gorącą zupę, kawę, zakąski”. Wewnątrz ruch, gwarno. Dąbrowska uśmiecha się. „Nie ma śmierci na warszawiaków. – pisze – Z głębi uczuć dobywa się coś w rodzaju osobliwego entuzjazmu, jaki ogarnia nas, gdy dosięgniemy dna klęski i pozostaje nam tylko mężnie dźwigać się w górę”.

Ponad dwadzieścia lat później, już po śmierci pisarki, zaprzyjaźniony z nią Jerzy Stempowski napisze esej zatytułowany Niezdecydowanie pani Barbary. Tekst wieloznaczny, jak inne utwory eseisty, można go czytać przez pryzmat doświadczeń wojennych, zarówno samego Stempowskiego, jak i Dąbrowskiej, która do swej bohaterki z Nocy i dni była niejednokrotnie porównywana. „Pani Barbara – pisze Stempowski – samotna i opuszczona, uciekając na wózku Szymszela z płonącego Kalisza, zawiera ostatnie przymierze z losem”.

Powracająca do spalonej Warszawy takie przymierze z losem zdaje się zawierać Dąbrowska. Niczym Barbara „w momencie najmniej się do tego z pozoru nadającym”, „w hałasie walenia się wszystkiego i ogólnej niepewności” zawierza życiu. Leżąc wieczorem na materacu w zrujnowanym mieszkaniu na Polnej Dąbrowska długo przed zaśnięciem „widzi pod powieką pomordowanych, rozproszonych, przepadłych na zawsze przyjaciół”. Ale jednocześnie będąc świadkiem odradzającego się w zrujnowanej Warszawie życia pisze: „I zarazem – jakaś niecierpliwa uciecha zaczynania, przywrócone dzieciństwo serca jakby na nowo pierwszy raz oglądającego świat, poznającego życie”.

Po kilkunastu dniach Dąbrowska wraca do Dąbrowy Zduńskiej, jakiś odcinek drogi jedzie, znów – jak Barbara na wózku Szymszela – na chłopskim wozie „zaprzężonym w drobnego, zabiedzonego konika”. Po powrocie opowiada bliskim o Warszawie. Ktoś zadaje pytanie, w którym nazywa miasto „trupiarnią”. Dąbrowska reaguje wzburzeniem: „poczułam coś w rodzaju zawstydzonej obrazy, jakby znieważono mi kogoś najbliższego. „Warszawa?! – krzyknęłam prawie. – Warszawa to samo życie! Żadna trupiarnia. Warszawa? Najżywsze miasto świata!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz