wtorek, 20 stycznia 2015

Czytanie ze Stempowskim: podróże doktora Tripplina

Opinia o erudycji Jerzego Stempowskiego jest tak powszechna, że czasem piszący o nim zapędzają się w swych wyliczankach niezmierzonej ilości autorów i książek, które eseista znał. Szczególnie tych mało znanych i zapomnianych. Przydarzyło się to ostatnio Andrzejowi Doboszowi. W swej recenzji dwutomowej edycji Notatników niespiesznego przechodnia Jerzego Stempowskiego pisze on: „W podróżach poznał [Stempowski] dziesiątki wybitnych europejskich dyplomatów, parlamentarzystów, bankierów, dziennikarzy. Miał także przyjaciół tureckich. Do tego niezmierna ilość lektur w językach oryginałów, poczynając od klasyków rzymskich, sowieckie spisy ludności Ukrainy z lat 20., mniej znanych autorów polskich XIX stulecia, jak Placyd Jankowski, Ludwik Sztyrmer, Teodor Tripplin czy August Wilkoński, po autorów awangardy.” Wymieniony tu przez Dobosza pisarz Teodor Tripplin (1813-1881), pojawia się w tekstach Stempowskiego bodaj tylko raz. Sęk w tym, że eseista nie wykazuje się w tej wzmiance znajomością jego twórczości, lecz wręcz przeciwnie, pisze, że nigdy o nim nie słyszał.


W szkicu Śpiew podróżnego z 1965 roku, będącym omówieniem książek podróżniczych Aleksandra Janty-Połczyńskiego Stempowski wspomina: „Widziałem kiedyś na Świętokrzyskiej zniszczony tomik Biblioteki podróży dra Tripplina. Ponieważ nigdy nie słyszałem, aby w XIX w. był podróżnik polski tego nazwiska, zapytałem o niego znajomego z pokolenia Gabriela Korbuta. W odpowiedzi posłyszałem dziwną historię, której głębszy sens zrozumiałem dopiero później. Dr. Tripplin leżał w łóżku sparaliżowany i, obłożony podręcznikami geografii, podróżował po całym świecie w wyobraźni. Takiemu dobrze pisać: żadnego ryzyka spotkania się z czymś nieznanym, nie ujętym jeszcze w słowa”.

Stempowski nie wspomina tu zatem, jak sugeruje Dobosz, o swej znajomości twórczości Tripplina, ale wręcz przeciwnie. Co więcej, wygląda na to, że informacja o pisarzu jest pomyłką eseisty. Wszystko bowiem co wiemy o Tripplinie, lekarzu, pisarzu, obieżyświacie, spiskowcu i żołnierzu, uczestniku powstania listopadowego, powstania w Krakowie w 1848 roku i walk o zjednoczenie Włoch, jednym słowem postaci barwnej, żywiołowej, ale i kontrowersyjnej, nijak nie pasuje do obrazu sparaliżowanego twórcy obłożonego książkami i opisującego swe imaginacyjne podróże.

Wzmianka o Tripplinie służy Stempowskiemu jako wprowadzenie do rozróżnienia trzech typów podróży. Voyages autour de ma chambre („podróże po mojej sypialni”) to podróże wewnętrzne, imaginacyjne, to odkrywanie samego siebie poprzez introspekcję oraz lektury. Stempowski przywołał tu tytuł powieści Xaviera de Maistre’a z 1794 roku, w której autor opisuje w formie parodii literatury podróżniczej kilka tygodni spędzonych w zamknięciu we własnym pokoju. Drugi typ, peregrinationes domesticae, to z kolei podróże po krajach śródziemnomorskich, gdzie, jak pisze Stempowski „każdy przedmiot miał swą nazwę grecką i łacińską, zanim znalazł się w słownikach języków nowożytnych”. W krajach tych czujemy się zadomowieni, ich historia, kultura i tradycja, zwłaszcza klasyczna, są domem, który „nosimy na plecach jak żółwie i ślimaki”, dlatego peregrynacje po nich – dowodzi eseista – nie są prawdziwymi podróżami, nie wiążą się ze zmianą klimatu, z zetknięciem ze zjawiskami nieznanymi, „nie mającymi nazwy i nie poddającymi się opisowi lub wytłumaczeniu”. To bowiem są cechy niezbędne podróży trzeciego typu, podróży właściwych. Dla czytelników współczesnej literatury podróżniczej rozróżnienie to nadal zachowuje swą aktualność. Amerykański pisarz-podróżnik Paul Theroux ujął rzecz podobnie: „Najlepsza podróż jest skokiem w ciemność. Gdyby cel był znany i przyjazny, jaki byłby sens tam jechać”.

Tekst Stempowskiego jest niejednoznaczny. Z jednej strony eseista pisze, że nie trzeba wyjeżdżać daleko, że już „podróż na Wilanów” może być źródłem „zetknięcia z czymś nieznanym” i zaczynem wewnętrznej zmiany. Z drugiej strony, podróże imaginacyjne, które przypisuje dr Tripplinowi, zbywa sardonicznym poczuciem humoru. Głównym jednak motywem wokół którego krąży refleksja Stempowskiego jest niemożliwość oddania słowem pisanym tego co inne, nieznane, egzotyczne. Podziwia Jantę-Połczyńskiego, że ten podejmował trudy prawdziwych podróży, ale ich literackie rezultaty zdają się wzbudzać jego wątpliwości. O świecie Dalekiego Wschodu „Janta wie więcej niż mówi”, a w jego opowiadaniach – według eseisty – ciągle czujemy granicę milczenia, granicę tego, co da się opisać słowami, świadomość „niemocy słowa”. Najlepiej czuje się on w tym, co znane, dlatego „trzyma się przygód białych ludzi i intryg podpierających narrację”.

Wobec zatem centralnego doświadczenia prawdziwej podróży, jakim jest zetknięcie z nieznanym, z obcością, literatura zdaje się być bezsilna, stąd, według Stempowskiego, „milczenie wielkich podróżników”. I znów znajduje to potwierdzenie we współczesnej literaturze. Na przykład w swoich prozach podróżnych literaturoznawca i eseista Michał Paweł Markowski pisze, że włócząc się po zakamarkach Jaipuru w Indiach szybko zrozumiał, że największym problemem dla niego staje się nieopisywalność tego, co widzi i co czuje wszystkimi zmysłami. „Banał, ale prawdziwy: Indie są nie do opisania, nie do sfotografowania i mimo ogromnych wysiłków utrwalenia doświadczenia na dnie mowy i zdjęć pozostanie mętny osad, który nigdy się nie rozpuści”.

Tak czy inaczej, powtórzmy, wykorzystana do tych rozważań informacja o dr Tripplinie stanowi wymysł lub też pomyłkę Stempowskiego. Być może źle zapamiętał opowieść owego znajomego z „pokolenia Gabriela Korbuta”, albo historię tę pomylił z historią jakiegoś innego autora, w każdym razie w dostępnych biogramach i tekstach na temat Teodora Tripplina brak informacji o tym, żeby pisał on „leżąc w łóżku sparaliżowany i obłożony podręcznikami geografii”. Co nie znaczy, że wokół jego literackiej twórczości podróżniczej nie pojawiały się wątpliwości co do jej wiarygodności oraz oskarżenia o konfabulację, a nawet plagiat, przyczyniając się ostatecznie do spektakularnego załamania jego kariery literackiej i towarzyskiej.

Portret T. Tripplina zamieszczony w pierwszym tomie
powieści Lunatycy, czyli przepowiedziane nieszczęście, Wilno, 1857;
źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa

Gdy w 1849 roku, po studiach medycznych we Francji oraz licznych podróżach, już jako autor kilku książek, zamieszkał Tripplin w Warszawie, stał się szybko postacią popularną i sławną, a jego mieszkanie przy Krakowskim Przedmieściu zamieniło się w salon literacko-artystyczny, w którym, jak pisze Krzysztof Kiniorski, „modnie było bywać”. Juliusz Kossak miał tam poznać Franciszka Kostrzewskiego, a Kostrzewski z kolei swą żonę. Ten ostatni wspominał: „Niezmiernie zawsze ożywiony gospodarz bawił i fetował gości. Zbierało się tam towarzystwo liczne i bardzo urozmaicone. Często urządzano wieczorki tańcujące. Tłok na nich bywał ogromny, młodzieży huk” . Wśród gości salonu Tripplinów byli pisarze: Walery Przyborowski i August Wilkoński, malarz Józef Simmler, skądinąd autor portretu olejnego Tripplina, który można oglądać w Muzeum Narodowym w Warszawie, dziennikarz i pamiętnikarz Karol Kucz, lekarz Tytus Chałubiński i wielu innych. Słownik literatury XIX wieku pod hasłem Cyganerie wymienia Tripplina wśród członków powstałej na początku lat 50. „Muszkieterii”, która kontynuowała tradycje cyganerii warszawskiej z wcześniejszych lat i takich grup artystyczno-towarzyskich, jak „Cech Głupców” czy „Malaria”.

Tripplin był znany w Warszawie jako lekarz stosujący nowoczesne, czasem kontrowersyjne metody, ale przede wszystkim jako pisarz, autor barwnych relacji z podróży. „Nie znać dzieł Tripplina było niemal grzechem towarzyskim, jak głosili niektórzy zaprzyjaźnieni i życzliwi” – pisze Adam Słomczyński. Fragment z wydanych w 1856 roku Wycieczek po stokach galicyjskich i węgierskich Tatrów daje próbkę stylu Tripplina: „Porwały mnie burze losu i zaniosły daleko... na dalekie morza i góry. Ze szczytów gór Dalekarlii i z Grampionu widziałem głęboko pod moimi stopami walczące z sobą chmury i pioruny. Z wierzchołka Estrelli, Alpuhar i Newady spoglądałem na szczęsne ogrody hesperyjskie, na oceany i brzegi dzikiej Afryki; widziałem, jak gałka śniegu, ulepiona i stoczona z wysokich Pirenejów, przybyła w dolinę Francji wielką jak gmach trzypiętrowy; z wierzchołka Rigi spoglądałem w jezioro, w którym jak w najwierniejszym zwierciadle odbijał się czterech kantonów obraz z górami, miastami, kościołami i polami; widziałem, jak dzikie małpy igrały sobie na Ryfface Mogrebu i słyszałem ryk lwa na stepach sędziwego Atlasu, ale wszędzie tęskniłem do mych gór pińczowskich, do kraju, do rodaków, do Warszawy”.

Za popularnością i sławą pisarską szły też całkiem wymierne korzyści materialne, Tripplin na swoim pisarstwie bardzo dobrze zarabiał. „Wyciągnął z piśmiennictwa takie dochody, jakich jeszcze nikt u nas nie miał” – czytamy w Encyklopedii powszechnej Orgelbranda. Nietrudno się domyślić, że wywoływało to zazdrość i być może to była jedna z głównych przyczyn, dla których dość nagle, około roku 1855 wokół Tripplina zaczęła gęstnieć atmosfera podejrzliwości i nieprzychylności. „Jego dzieła – pisze K. Kiniorski – przestały być przez recenzentów oceniane pozytywnie, zarzucano mu rozmijanie się z prawdą, umieszczanie na planie pierwszym własnej osoby, dla której opisywane zdarzenia czy kraje miały być jedynie tłem”. „Gdy zabrakło – pisał krytyk Julian Bartoszewicz – panu Teodorowi własnych przeżytych tematów, komponował, czerpiąc z własnej fantazji lub cudzych utworów wspomnienia różnych fikcyjnych osób”. Książkom Tripplina „ujmuje wdzięku nieustanne rozprawianie o sobie autora”, Tripplin „powtarza, naśladuje, tłumaczy i fantazjuje” – to z kolei opinia Teofila Nowosielskiego z „Gazety Warszawskiej”. Echem tych oskarżeń była zapewne opinia odnotowana ponad pół wieku później przez Stempowskiego. 

Czy rozmijanie się z prawdą, fantazjowanie i koloryzowanie było w tamtym czasie poważnym grzechem pisarskim? W swych Osobliwościach życia i prozy doktora Tripplina Jacek Kolbuszewski jest ostrożny wobec ówczesnych zarzutów i pisze: „chyba Tripplinowi nie przydarzyło się opisanie kraju, w którym by nie był, chociaż mieściło się to w literackich zwyczajach połowy XIX wieku i takich podróżopisarzy nie ruszających się z miejsca było wtedy sporo”. Choć dalej sam przyznaje, że swe wspomnienia z podróży Tripplin „obficie i fantazyjnie beletryzował” i „sam siebie przedstawiał nie tylko jako wytrawnego podróżnika, ale także jako znakomitego o wielkiej sławie lekarza, a również jako wybitnego, powszechnie znanego pisarza, słowem, osobę wszędzie, w całej Europie, cenioną. W barwnych wspomnieniach z podróży po Anglii opowiedział na przykład o tym, jak w londyńskim wziętym salonie literackim Karolowi Dickensowi uczyniono zaszczyt przedstawienia
go doktorowi T.T. ”.

Adam Słomczyński zauważył: „Faktycznie przerabiał pan Teodor nie swoje, tłumaczone specjalnie z obcych języków utwory dość może bezceremonialnie, chociaż przyznać trzeba, że nieraz lojalnie anonsował swój współudział w podtytułach polskich wydań”. Złudzeń co do charakteru twórczości podróżniczej Tripplina nie ma też Henryk Markiewicz, który daje w całości posłuch ówczesnym oskarżeniom i pisze, że kilkanaście tomów opisujących jego zagraniczne podróże i przygody to „rzeczy przeważnie zmyślone, a niekiedy przerobione lub nawet splagiatowane ze źródeł zagranicznych.”

Markiewicz zwraca uwagę na to, że mistyfikacja i zmyślenie stają się kłopotliwe i wzbudzają wątpliwości, gdy mamy do czynienia z piśmiennictwem, w którym „obowiązuje pakt faktograficzny między tekstem a czytelnikiem”. Dzienniki, wspomnienia i relacje z podróży, będące prekursorami późniejszego reportażu, do takiego właśnie rodzaju piśmiennictwa się zaliczają. W XIX wieku zasady tego paktu zaczynały się właśnie krystalizować. Tripplin zapewne świadomie stosował swe zabiegi ku uciesze czytelników i z chęci zysku, z drugiej strony najwyraźniej ponosił go literacki temperament i pociąg do zmyślenia i koloryzowania.

Co innego jednak zmyślanie i koloryzowanie, a co innego zarzuty poważniejsze, o „fabrykę przeróbek” oraz o plagiat, a takie właśnie wkrótce pojawiły się wobec Tripplina. F. M. Sobieszczański pisał w Encyklopedii Powszechnej Orgelbranda o następujących praktykach: „Najęci tłumacze według wskazanego planu przerabiali dzieła angielskie, francuskie, niemieckie, które Tripplin tylko poprawiał, włączając do nich dla nadania barwy oryginalności pewną ilość anegdotek, wspomnień o Polakach lub zamieniając nazwiska obce na polskie.” Zarzut ten powtórzyły kilka lat później „Kłosy” (nr 616 z 1876 roku). W związku z pogłoską o śmierci Tripplina (jak się później okazało fałszywą, a zapewne rozpuszczoną przez samego zainteresowanego) opublikowały poświęcony mu artykuł biograficzny, w którym czytamy, że w szczytowym momencie jego powodzenia pisarskiego Warszawę obiegła plotka, iż stworzył on z kilkoma młodymi adeptami fachu pisarskiego „fabrykę przeróbek z obcych autorów, w której śmiałymi rzutami, zmianami nazw i okoliczności, oryginalnemi wreszcie powiązaniami, wytwarzał dzieła jakoby nowe, które pod własnem swojem imieniem, albo niby poprzerabiane z posiadanych przezeń rękopisów nieznanych autorów, bez ustanku w świat szeroki wypuszczał”.

Trudno dzisiaj orzec na ile zarzuty te, plotki i oskarżenia były prawdziwe. K. Kiniorski uważa je za prawdopodobne. „Tripplin znał dużo nowoczesnych sposobów, by na pisaniu dobrze zarabiać. Takim sposobem było np. dawanie ogłoszeń w prasie o zbieraniu przedpłat na… mające się dopiero ukazać wspomnienia z podróży; nie dająca się potwierdzić plotka niosła, że ogłoszenia takie dawał Tripplin, zanim jeszcze w zapowiadaną podróż wyjechał, a niemałą część jego książek stanowią rzekomo znalezione pamiętniki i wspomnienia „nieznanych autorów”.

Atmosfera wokół Tripplina stała się na tyle nieprzyjemna, że w 1856 roku opuścił on Warszawę i wyjechał do Wilna. Jednak rok później (w tym czasie zdążył napisać kolejną książkę: Dziennik podróży po Litwie i Żmudzi) gruchnęła kolejna sensacja – pisarz został oskarżony o popełnienie plagiatu. „Praktyki Tripplina – pisze Henryk Markiewicz – wykrył współpracownik lwowskiego „Dziennika Literackiego” Karol Widman w recenzji Najnowszej podróży po Danii, Norwegii i Szwecji; okazała się ona niemal dosłownym tłumaczeniem książki Voyage d’une femme au Spitzberg (1854) Leonii d’Aunet” . Niestety oskarżenie to potwierdziło się, co ostatecznie skłoniło Tripplina do emigracji, z której powrócił dopiero po dwudziestu latach.


Pozostaje zapytać jak wypada lektura książek Tripplina współcześnie. Zapewne jest to dziś w dużej mierze zajęcie dla amatorów obyczajowych i literackich osobliwości szperaczy „odurzonych upajającą wonią wielkiej biblioteki”, o których pisał Jan Gondowicz w szkicu Klub Miłośników Wiedzy Zbytecznej. Jacek Kolbuszewski lekturę Tripplina zalicza do „uciech, jakie daje przechadzanie się po ogrodach osobliwości kultury minionych czasów” i zestawia z lekturą Cicer cum caule, zbioru literackich i obyczajowych ciekawostek ułożonego w latach 50-tych XX wieku przez Juliana Tuwima. Wyjątki z Tripplina podaje Roman Kaleta w kilku miejscach swych Sensacji z dawnych lat, książce będącej podobną do Tuwimowej spiżarnią osiemnasto- i dziewiętnastowiecznych ciekawostek.

Twórczość Tripplina rzeczywiście się do takiej lektury doskonale nadaje. Weźmy na przykład temat kulinariów. Oto opis posiłku na jednym z postojów podczas podróży po Laponii: „Nasi przewodnicy, wstrzemięźliwi jak Norwegijanie, wydobyli z torby chleb jęczmienny i solone masło. Lapończyk Abo jadł palcami, nie wiem z czego zrobioną jakąś szczególną mieszaninę, którą miał przyrządzoną w jakiemś drewnianem pudełku; dla mnie Franciszek zrobił zupę z morskich sucharów z sosem od pekeflejszu, a mój milczący Anglik sam sobie gotował bulion z arrowrootem w jakimś nowo wynalezionym piecyku i garnuszku Pappina, w którym nawet podróżując konno mógł gotować”. Morskie suchary, pekeflejsz , bulion z arrowrootem, garnuszek Pappina – dla poszukiwaczy dawnych smaków i smaczków aż nadto jak na jeden akapit.

Ale widać też, że ten sielski element ludyczno-kolekcjonerski to jednak nie wszystko. Jest znaną prawdą, że literatura tego typu, drugorzędna, dziś nazwalibyśmy ją „literaturą popularną”, obecnie niemal zupełnie nieznana i zapomniana, ale w swoim czasie powszechnie i chętnie czytana, może dać interesujący i wszechstronny wgląd w epokę. I tak Roman Kaleta na przykład odnotowuje zainteresowania gerontologiczne Tripplina, nazywając go wręcz polskim prekursorem tej dziedziny i pisze o skwapliwym zbieraniu przezeń z literatury obcej oraz krajowej przypadków ludzkiej długowieczności, na podstawie których „starał się dociec przyczyn warunkujących sędziwą i czerstwą starość człowieka”. Jego dzieło o higienie zatytułowane Hygiena polska, czyli sztuka zachowania zdrowia, przedłużenia życia i uchronienia się od chorób, zastosowana do użytku popularnego z szczególnym poglądem na okoliczności w naszym kraju i klimacie wpłynąć mogące na tworzenie się słabości, cierpień i chorób, przynosi mnóstwo informacji o ówczesnym stanie wiedzy medycznej i poziomu życia codziennego.

Jedną z obsesji XIX wieku było napięcie między naturą a cywilizacją i wzrastające poczucie zagrożeń związanych z rozwojem miast, przemysłu i techniki. Także u Tripplina, na przykład w jego relacji z Anglii, kraju narodzin rewolucji przemysłowej, znajdziemy doskonałą ilustrację tych niepokojów: „Nazajutrz rano budzi mnie łoskot na pokładzie; wybiegam czemprędzej, właśnie spuszczają kotwicę, jesteśmy na przedmieściu Londynu w ścieśnionem korycie Tamizy, bijącej swemi mętnemi wodami o brudne brzegi obudowane wysokiemi domami, noszącemi sążniste czarne napisy nazwisk domów handlowych, magazynów i fabryk... Nieznośne wyziewy węgla kamiennego wstrzymane mgłą w atmosferze, blade jak szmata słońce, nierzucające żadnych promieni, turkot maszyn parowych wyrabiających Bóg wie jakie towary, zgiełk i wrzawa uderzają mnie nieprzyjemnie. Nieprzygotowanemu na to wrażenie spleen wtargnął całą swą siłą w serce i ogarnął duszę grubym kirem smutku. Pojąłem, że się skończył ustęp najpiękniejszy życia mego, że po walce z przyrodą, nastąpi walka z cywilizacyą, uczułem trwogę, zadrżałem”.

Lektura tekstów Tripplina może dać przede wszystkim pojęcie o ówczesnej mentalności, przy czym wgląd ten oznacza zetknięcie się z wieloma opiniami czy opisami budzącymi dzisiaj opór; chodzi tu zwłaszcza o stereotypowe wyobrażenia na temat innych narodów, o rasowe, klasowe, płciowe klisze i uprzedzenia. Weźmy choćby takie zdanie: „Jadę więc do Laponii tak nielitościwie okrzyczanej za brudny kraj, nawet przez Żydów, o których przecież doskonale wiemy, że są najwyraźniejszym wstrętem do czystości przez naturę wyposażeni”. Ogrody osobliwości kultury minionych czasów nie są wolne od chwastów i ponurych zaułków i opiewając radości spacerowania po nich nie należy o tym zapominać.

Józef Simmler, Portret dra T. Teutolda-Tripplina, podróżnika, 1852;
źródło: Cyfrowe Muzeum Narodowe

Tripplin wart jest uwagi także z jeszcze jednego powodu. O ile jako autor książek o podróżach i medycynie jest pisarzem zupełnie zapomnianym, o tyle jego nazwisko nie jest obce miłośnikom dawnej literatury fantastycznej. W skomponowanej przez Juliana Tuwima w latach czterdziestych XX wieku antologii polskiej noweli fantastycznej znalazło się opowiadanie Tripplina Grobowiec bez napisu nad Niemnem. Tripplin był także autorem romansu przygodowo-sensacyjnego zawierającego elementy fantastyki naukowej, zatytułowanego Maskarada w obłokach czyli podróż nadpowietrzna na Morze Północne, która – jak czytamy w Encyklopedii fantastyki – wyprzedziła o siedem lat wydanie innej sławnej książki o podróży balonem Pięć tygodni w balonie, Juliusza Verne’a. Napisał także satyryczno-utopijną nowelę o podróży na Księżyc zatytułowaną Podróż po Księżycu odbyta przez Serafina Bolińskiego. Znajdziemy w niej wszystko co później zaliczone zostanie do niezbędnych składników literatury SF: aktualny w danym czasie stan wiedzy o kosmosie, satyrę społeczną, prognozy techniczno-naukowe i wynalazki technologiczne. Jak choćby „mówiące zegary” – książki służące do słuchania, które się nakręca jak zegarki, do złudzenia przypominające swymi funkcjami współczesne audiobooki:

„Gerwid, skoczywszy mi z głowy, pobiegł do szafy także w ścianie wmurowanej, w której leżało ze dwieście mniejszych i większych puszek kształtu zegarków.
- Te zegarki nazywasz książkami? – spytałem zdziwiony.
- Bo te zegarki istotnie są książkami, u nas się nie czyta oczyma, lecz uszami. Nakręć tylko każdy z tych zegarków, a wypowie ci głosem ludzkim od początku aż do końca wszystko to, co zawiera. Chcesz, żeby przestał mówić, to zakręć tą sprężynką; chcesz wrócić do poprzedniego rozdziału lub do przeczytanej myśli, to się tylko spytaj tym indeksem, posuwając go jak w telegrafie elektrycznym, o co ci idzie, a natychmiast wróci maszyneria do rozdziału lub do przeczytanej myśli, i najspokojniej na świecie, nie gniewając się, powtórzy ci to samo i sto razy, jeżeli tego zażądasz”.

Fragment powieści został przedrukowany w zbiorze Polska nowela fantastyczna (t.3: Podróż na Księżyc, zebrał Stefan Otceten, Alfa, Warszawa, 1984) a zwróciłem nań uwagę dzięki bardzo interesującemu blogowi „O dystopiach”.

* * *

Bibliografia:

Jerzy Stempowski, Śpiew podróżnego, w: Szkice literackie, t. 2 Klimat życia i literatury 1948-1967, wybór i oprac. Jerzy Timoszewicz, Czytelnik, Warszawa, 2001, s. 320-325. (Pierwodruk w „Wiadomości” 11/07/1965, nr 28, potem przedruk w: Janta. Człowiek i pisarz. Praca zbior. pod red. Jerzego R. Krzyżanowskiego, Londyn, 1982, s, 117-120.).

Andrzej Dobosz, Niespiesznie, „Rzeczpospolita” dodatek „Plus Minus” 30/11/2012; przedruk w tomie Z różnych półek, Warszawa 2014.

Jan Gondowicz, Klub Miłośników Wiedzy Zbytecznej, w: Pan tu nie stał. Artykuły drugiej potrzeby, Wydawnictwo Nisza, Warszawa, 2011.

Roman Kaleta, Sensacje z dawnych lat, wydanie trzecie udoskonalone i poszerzone, Wrocław – Łódź, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1986.

Jacek Kolbuszewski, Osobliwości życia i prozy doktora Tripplina, Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio FF, vol. 20–21, 2002-2003, s. 1-9.

Krzysztof Kiniorski, Nieznane fakty z życiorysu Teodora Teutolda Tripplina, „Acta Universitatis Wratislaviensis. Góry, literatura, kultura”, Wrocław, 1998, nr 3 (2055), s. 83-91.

Adam Słomczyński, Narwaniec, (w:) Warszawskie to i owo, Warszawa, 1978, s. 126-152.

Henryk Markiewicz, Zabawy literackie dawne i nowe, Universitas, Kraków, 2003.

Marcin Łyskanowski, Medycyna i lekarze dawnej Warszawy, PIW, Warszawa, 1980.

Dr Teodor Tripplin, „Kłosy” 1877 t. 24 nr 616, s. 256 [źródło: Polona]

A. Tripplinówna, Ostatnie lata śp. T. Tripplina, „Kłosy” 1881 t. 32 nr 816 s. 103 [źródło: Polona]

Biogramy Teodora Tripplina w Encyklopedii fantastyki, oraz w Wikipedii.

Utwory T. Tripplina, które można znaleźć w antologiach wydanych po 1945 roku:

T. Tripplin, Grobowiec bez napisu nad Niemnem, w: Antologia polskiej noweli fantastycznej, t. 1, zebrał Julian Tuwim, wyd. 2 uzup., PIW, Warszawa, 1952.

T. Tripplin, Podróż po Księżycu odbyta przez Serafina Bolińskiego, [fragment] w: Polska nowela fantastyczna, t.3, Podróż na Księżyc, zebrał Stefan Otceten, Alfa, Warszawa, 1984.

Teodor T. Tripplin, W ogrodach hesperyjskich, krwią szlachetną zbroczonych..., [w:] Hiszpania malowniczo-historyczna. Zapirenejskie wędrówki Polaków w latach 1838-1930 / antologię oprac. i wstępem opatrzył Piotr Sawicki, Wrocław, Wydawca: Wyd. Uniw. Wrocławskiego, 1996 (Seria: Acta Univ. Wratislaviensis. No 1710) (s. 11-53).

Większość utworów Teodora Tripplina można znaleźć w Internecie dzięki bibliotekom cyfrowym. Najlepiej posłużyć się wyszukiwarką Federacji Bibliotek Cyfrowych, wpisując w pole wyszukiwania frazę: „Teodor Tripplin”. Poniżej podaję linki do dwóch książek, które bezpośrednio cytuję w tekście.

Wspomnienia z podróży po Danii, Norwegii, Anglii, Portugalii, Hiszpanii i państwie marokańskim, tom 3: Anglia, wyd. 2, Warszawa 1851. [źródło: Polona]

Podróż po Skandynawii odbyta w roku 1855, t. 2, Wilno, 1861. [źródło: Polona]

* * *

[Dopisek z 2019 roku] Część twórczości Tripplina doczekała się swej edycji krytycznej. Oto w 2017 nakładem Wydziału Polonistyki UW ukazała się książka: Teodor Tripplin, Lunatyka podróż po Księżycu, czyli..., opracowała, wstępem i przypisami opatrzyła Joanna Mikołajczuk (pod opieką naukową Grzegorza P. Bąbiaka), Warszawa, 2017. Edycja ta zawiera teksty: Lunatycy, czyli przepowiedziane nieszczęście. Opowiadanie wypisane z rękopisu niewiadomego autora oraz Podróż po Księżycu odbyta przez Serafina Bolińskiego. W tym drugim utworze bohater Lunatyków przebywa już na Księżycu, otoczony jego mieszkańcami, mającymi skrzydła, używającymi do latania również balonów w kształcie ryb, słuchającymi nakręcanych jak zegarki książek, pijącymi nektar tokajowy i jedzącymi ambrozję z wątróbek bekasich. Edycja zawiera szczegółową bibliografię twórczości Tripplina, a także dodatkowo dwa teksty: Selenografia, czyli opis Księżyca oraz dokonane przez Tripplina tłumaczenie książki Saviniena Cyrano de Bergeraca Pobyt na Księżycu Sawiniusza Cyrano De Bergerae, oficera gwardii francuskiej, które oryginalnie znajdowały się w pierwszych wydaniach Lunatyka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz