Widzimy w tym zestawieniu Stempowskiego jadącego na przedmieścia Paryża aby poznać sławnego zabójcę Rahyba siedmiokrotnie skazanego na śmierć. Widzimy go w dzielnicach „marynarzy, szynków i dobroczynnych kobiet”, odwiedzającego portowe „kawiarenki dookoła których kręcą się marynarze, policjanci, celnicy, przemytnicy i ciemne osobistości operujące zazwyczaj na marginesie życia portowego”.
Wyłania się tu rys osobowości Stempowskiego, któremu nie poświęcono dotąd zbyt wiele uwagi. Znany jest jego wizerunek „nauczyciela dystansu”, uważnego obserwatora, subtelnego eseisty, erudyty, konesera, estety, poligloty, dziedzica Oświecenia. Tymczasem Jan Zieliński, nieco żartobliwie, proponuje spojrzenie na mniej znanego Stempowskiego, na człowieka, który lubił wspomnieć o swej zażyłości z przemytnikami, napomknął o kobiecie „znanej z widzenia z podziemnego teatrzyku berneńskiego”, opisywał wymykanie się z obławy policyjnej czy „restauracji pełnej szpiegów i prowokatorów”, wyzywał od „świńskich ryjów z oczami w d…” motocyklistę pędzącego po berneńskiej ulicy, opisywał „malutkiego człowieczka zniekształconego przez rachitis (…) złośliwego karła mszczącego się za swą ułomność” i bezdomnego, którego skóra z niemycia osiągnęła barwę dorosłego skorpiona…
W tym katalogu zestawionym przez Zielińskiego kryje się z pewnością jakiś klucz do głębszego zrozumienia pisarza. Tu i tam pojawiały się już wcześniej głosy wskazujące na pewną jednostronność wizerunku Stempowskiego funkcjonującego w opinii czytających. „Z rozmaitych wspomnień wyłania się obraz osoby pełnej sprzeczności i dość tajemniczej” – pisał Rafał Węgrzyniak w swej recenzji książki Pan Jerzy. Śladami niespiesznego przechodnia, zbioru wspomnień o Stempowskim („Zeszyty Literackie”, nr 91). W posłowiu do tegoż zbioru Jerzy Timoszewicz pisał: „wydaje się, że staranne wydobycie z publikacji, i zwłaszcza z listów Stempowskiego wszelkich wzmianek autobiograficznych ukazałoby jego osobę w postaci odmiennej od zarysowanej przez wielu, także w tej książce”. Zdawał się to potwierdzać sam pisarz, który miał kiedyś powiedzieć Janinie Kościałkowskiej: „bo ja nie zawsze byłem taki, jakim ludzie mnie znają. To bardzo mnie bawi, że wszyscy lub prawie wszyscy biorą mnie za samotnika czy odludka, dalekiego od spraw tego życia”. Jan Gondowicz zauważył w szkicu Bagaż z Szebutyniec, że „spacerujący powolnym krokiem starszy pan okazuje się przy bliższej znajomości kłębkiem nie poddających się uładzeniu sprzeczności” i określił Stempowskiego jako „osobowość tyleż wyrazistą co nieodgadnioną”.
Przykładem takich rozbieżności w ocenie Stempowskiego jest opinia Andrzeja Mencwela. Relacjonując poglądy eseisty na problem zmierzchu książki, którą niszczyła poddana prawom rynku „masowa fabrykacja tanich tekstów” Mencwel pisze, że pisarz „egzaltował się tym upadkiem i gubił właściwą sobie dystynkcję” zestawiając prostytutki, śmietniki, wymioty z „drukowanym paskudztwem”, „ohydą spłodzoną z bezwstydu i ciemnoty”. Jednak jeśli patrzeć z tego punktu widzenia, to Stempowski częściej „gubił właściwą sobie dystynkcję”. Weźmy choćby taki fragment z Zapisków dla zjawy: „Historia Polski powojennej (1919-1939) przypomina mi rozdział podręcznika medycyny sądowej, poświęcony robakom gnieżdżącym się w trupach. Muchy składają w nich larwy, których wydzielina rozpuszcza tkankę. Potem przychodzą chrząszcze żywiące się larwami i pozostawiające tylko kości oraz kawałki wysuszonej skóry. Po nich zjawiają się muchy plujki, oczyszczające kości i zagrzebujące w ziemi niestrawne resztki trupa.” Esteta? Subtelny eseista z „właściwą sobie dystynkcją”? Czy też może raczej po prostu pisarz, z krwi, by tak rzec, i kości?
Są w twórczości Stempowskiego fragmenty, które na równi z opisami drzew, rzek, krajobrazów, budowli, posągów rzymskich cesarzy i książek stanowią o jego pisarskiej osobowości. Jak choćby obraz towarzysza Kliszko przeglądającego się w lustrze z urną z prochami Norwida i pytającego czy mu z nią do twarzy. Odbijają się w tych fragmentach upodobania estetyczne i skłonność do pewnego typu ekspresji, którą Stempowski zwykle powściągał, ale która jednak tu i ówdzie dawała o sobie znać. Może właśnie one dają pojęcie o tym jakie byłyby opowiadania Stempowskiego, których tom swego czasu planował i szkicował?
Już w Pielgrzymie z 1924 roku mamy z tą ekspresją do czynienia – „maszyna do obierania z mózgu”, obrazy powojennego Berlina pogrążonego w „otchłani, na której dnie nędza, głód i śmierć, popycha znużony tłum, bodzie ostrogami upadających na siłach, kulawych, niewidomych, anemicznych, którzy wstają i śpieszą”; obrazy żebraków oraz „galonowanych głupców” i „małych Nabuchodonozorów w tużurkach” u władzy, obrazy „dna nędzy i rozpaczy, na której widok samo słońce zdaje się czernieć”.
Ale nie chodzi tylko o język, ekspresję, o pewną dosadność sformułowań daleką od przypisywanej mu dystynkcji. Chodzi też o glebę duchowo-intelektualną, która Stempowskiego kształtowała i z której czerpał inspirację. Jan Gondowicz w omówieniu książki A.S. Kowalczyka o Stempowskim zatytułowanej Niespieszny przechodzień i paradoksy pisze o kręgu pisarzy zgromadzonych wokół pisma „Mercure de France”: „Gdy Kowalczyk przywołuje żale Stanisława Stempowskiego, że syn „ucieka duchowo gdzieś w bok, wykazując przy tym dziwne zainteresowanie do rzeczy cudacznych, chorobliwych, do nienormalności i nawet zbrodni” – trudno nie wspomnieć, że u pisarzy tej szkoły szczególnym powodzeniem cieszyły się epoki Tertuliana, Ludwika Świętego, Villona, Szekspira i środowiska herezjarchów, pomylonych filozofów, inkwizytorów, improduktywów, drobnych łotrów bądź szarlatanów”.
Dodać do tego trzeba takich pisarzy jak romantyk Charles Nodier, autor opowiadań z gatunku literatury grozy i fantastyki, jego polski naśladowca Ludwik Sztyrmer, zaliczany, obok również poważanych przez Stempowskiego pisarzy: Józefa Korzeniowskiego i Józefa Bohdana Dziekońskiego do „nurtu Hoffmannowskiego” w prozie polskiej, a także fascynację wschodnimi baśniami oraz takie lektury, jak Moll Flanders Daniela Defoe, a cały obraz okaże się dużo bardziej złożony.
W określeniu „awanturnik” użytym przez Zielińskiego jest oczywiście żartobliwa przesada. Patrząc na życiorys Stempowskiego widzimy, że o wiele częściej się wycofywał niż angażował, a wszelkich awantur unikał. A jednak podróż, którą odbył do Niemiec jesienią 1945 roku wymagała wielkiego hartu ducha i odwagi. Nie o ocenę biografii jednak tu chodzi.
Stempowski piszący o włamywaczach z przedwojennej Wroniej na Woli, o prostytutce Kopiejce, o bandyckiej szajce Rahyba spod Trebizondy i chwalący się swą zażyłością z przemytnikami karpackimi, poszukiwał równowagi między wiedzą, którą przynoszą książki i wykształcenie, a tą, którą przynosi życie i doświadczenie. „Cenił na równi z wiedzą niezależność –wspominał eseistę Erwin Axer – samodzielność, zmysł przedsiębiorczości, inicjatywę. Lubił i cenił rozbójników, anarchistów i nade wszystko swoich karpackich przyjaciół, przemytników okowity” . To samo zauważył Tymon Terlecki: „Intelektualizm Stempowskiego nie był szlafrokowy i nie pachniał kurzem. Łączył go z metodycznym studium życia, konfrontował z rzeczywistością”.
W eseju wspomnieniowym Wronia i Sienna z tomu Eseje dla Kassandry z 1961 r. Stempowski opisuje swe wrażenia z obserwacji okolic gabinetu dentystycznego dr Granasa przy Siennej, który był według niego przykrywką dla komórki partii komunistycznej, wówczas nielegalnej, zresztą słabo zakonspirowanej. Stempowski pisze o rojących się tam agentach policji, w których pułapki często wpadali ludzie szukający kontaktu z komunistami. „Wyglądali na młodych ludzi – pisze eseista – którym teoretyczne lektury i spekulacja umysłowa odebrały normalną spostrzegawczość”. Zestawienie Jana Zielińskiego przypomina, że siła esejów Stempowskiego i siła oddziaływania jego osoby pochodzą z tego, że nie uległ on nigdy tej przypadłości.
W określeniu „awanturnik” użytym przez Zielińskiego jest oczywiście żartobliwa przesada. Patrząc na życiorys Stempowskiego widzimy, że o wiele częściej się wycofywał niż angażował, a wszelkich awantur unikał. A jednak podróż, którą odbył do Niemiec jesienią 1945 roku wymagała wielkiego hartu ducha i odwagi. Nie o ocenę biografii jednak tu chodzi.
Stempowski piszący o włamywaczach z przedwojennej Wroniej na Woli, o prostytutce Kopiejce, o bandyckiej szajce Rahyba spod Trebizondy i chwalący się swą zażyłością z przemytnikami karpackimi, poszukiwał równowagi między wiedzą, którą przynoszą książki i wykształcenie, a tą, którą przynosi życie i doświadczenie. „Cenił na równi z wiedzą niezależność –wspominał eseistę Erwin Axer – samodzielność, zmysł przedsiębiorczości, inicjatywę. Lubił i cenił rozbójników, anarchistów i nade wszystko swoich karpackich przyjaciół, przemytników okowity” . To samo zauważył Tymon Terlecki: „Intelektualizm Stempowskiego nie był szlafrokowy i nie pachniał kurzem. Łączył go z metodycznym studium życia, konfrontował z rzeczywistością”.
W eseju wspomnieniowym Wronia i Sienna z tomu Eseje dla Kassandry z 1961 r. Stempowski opisuje swe wrażenia z obserwacji okolic gabinetu dentystycznego dr Granasa przy Siennej, który był według niego przykrywką dla komórki partii komunistycznej, wówczas nielegalnej, zresztą słabo zakonspirowanej. Stempowski pisze o rojących się tam agentach policji, w których pułapki często wpadali ludzie szukający kontaktu z komunistami. „Wyglądali na młodych ludzi – pisze eseista – którym teoretyczne lektury i spekulacja umysłowa odebrały normalną spostrzegawczość”. Zestawienie Jana Zielińskiego przypomina, że siła esejów Stempowskiego i siła oddziaływania jego osoby pochodzą z tego, że nie uległ on nigdy tej przypadłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz