piątek, 4 grudnia 2015

Czytanie ze Stempowskim: Charles Nodier

W jednym z opowiadań ze zbioru Wróżka okruchów Charles Nodier opisuje historię zagadkowego zwierzęcia zwanego karduonem, które znalazłszy skarb – stos sztuk złota, bierze je za plasterki suszonej marchwi. Aby przed zjedzeniem przywrócić im świeżość, przenosi je w wilgotny cień pod rozłożyste drzewo, a czekając na efekt, zasypia. Pod to samo drzewo zaraz po nim trafia prostoduszny drwal Ksajlun, chcący zaprzyjaźnić się z karduonem, a potem skuszony skarbem fakir Abhok, doktor nauk prawnych Abhak oraz rozbójnik zwany Królem Piasków. Wszyscy pod drzewem zasypiają. A że jest to drzewo upas, którego nasiona zostały przyniesione przez boskie tchnienie aż z Jawy i które rozpościera trujący cień, sen staje się snem wiecznym. Wkrótce zjawia się tam również mędrzec, poeta i nauczyciel Lockman. Widząc skarb i leżące wokół niego postacie, odgaduje co się wydarzyło i postanawia pochować ciała. Podjęty wysiłek jest jednak ponad jego siły, Lockman ma już bowiem 300 lat, i choć trujący cień drzewa na niego nie działa, strudzony mędrzec umiera. Wskrzesza go jednak Anioł Boży i zabiera do „nieba o takiej głębi, że oczy orłów zmęczyły się szukaniem obu, zanim jeszcze otworzyło się przed nimi na oścież”.


Lockman to bajeczna postać mędrca wspomniana – jak pisze W. Kopaliński – już przez poetów przedmuzułmańskich. W Koranie jest wymieniony jako autor aforyzmów. To właśnie jemu tradycja przypisywała autorstwo wielu bajek i podań, które znalazły się później w zbiorze Tysiąca i jednej nocy. Charles Nodier bardzo je cenił. Nawiązująca do poetyki Tysiąca i jednej nocy historia mędrca Lockmana i karduona, była zapewne hołdem pisarza dla tradycji, z której one wyrosły.

W pierwszych akapitach innego opowiadania ze wspomnianego zbioru, tytułowej Wróżce okruchów, bohater zapewnia czytelnika o wyższości bajek Perraulta i właśnie baśni Tysiąca i jednej nocy nad dziełami uczonych historyków. Z gniewem porzuca lekturę Liwiusza, nie chcąc się zanudzać, jak deklaruje z emfazą, opisami rzeczywistych wydarzeń, „póki dziedziny wyobraźni i uczucia stoją jeszcze przed nim otworem”, następnie zaś wygłasza iście romantyczny pean na cześć wyobraźni: „O fantazjo! Matko urzekających bajek, geniuszy i wróżek! Czarodziejko, która masz w pogotowiu cudowne kłamstwa, która wznosisz się lekką stopą na blanki starych wież i w świetle księżyca błąkasz z orszakiem ułud po niezmierzonych włościach nieznanego; ty, która przechodząc, tyle rozkosznych marzeń zsyłasz na wiejskie wieczory i czarującymi zjawami otaczasz dziewicze łoża!”

Ze świata wyobraźni pochodzi też karduon, którego nie odnotowują żadne podręczniki zoologii czy atlasy gadów. W niektórych językach „karduon” to popularna nazwa ostu od łacińskiej nazwy systematycznej rodzaju oset – Carduus. U Nodiera zaś karduon to rodzaj jaszczurki.

„Jak każdy wie – pisze – karduon jest najładniejszą, najzręczniejszą i najwytworniejszą z jaszczurek. Karduon ubrany jest w złoto niczym wielki pan, ale jest nieśmiały i skromny, żyje samotnie i na uboczu; dlatego uchodzi za uczonego. Karduon nie wyrządził nigdy krzywdy nikomu i nie ma osoby, która nie kochałaby karduona. Dziewczęta są bardzo dumne, kiedy spogląda na nie wesoło i miłośnie ze szczelin starego muru, prostując błękitną, mieniącą się rubinem szyję lub rozbłyskując tysiącem lśnień, którymi w świetle słońca płonie cudowna materia jego stroju. (…) Karduon szuka to tu to tam smacznych korzonków, by ugościć swoich kolegów i ucztować z nimi na rozpalonym kamieniu w żarze południa”.

Gdy się porusza to „nie po linii prostej, bo nie taki jest jego obyczaj, lecz kreśląc ostrożne zygzaki; to z głową uniesioną i pyszczkiem w powietrzu, z ciałem prostym jak świeca, ze sztywnym i pionowym jak pal ogonem; to zatrzymując się niepewnie, przybliżając kolejno do ziemi każde z dwojga oczu, by nasłuchiwać bystrym uchem karduona, i każde z dwojga uszu, by wznieść w górę spojrzenie karduona; badając uważnie stronę prawą i lewą, słysząc wszystko, widząc wszystko, nabierając coraz większej otuchy (...) szczęśliwy i dumny wyginał grzbiet w łuk, wystawiał go na igraszki światła, fałdował bogaty czaprak, najeżał złote łuski kolczugi i, zieleniejący, falujący, umykający, ciskał na wiatr piasek spod palców i bił weń ogonem”.

Karduon na widok drwala Ksajluna, który chciał się z nim koniecznie zaprzyjaźnić, a w zasadzie uważał jaszczurkę za swego krewniaka, „znikał w piasku jak błyskawica i zatrzymywał się dopiero za jakimś wzgórkiem czy kamieniem, by z boku spojrzeć na niego iskrzącymi się oczami, których mogły mu pozazdrościć karbunkuły”.

Nie znalazłszy karduona w żadnym podręczniku zoologii, czy też atlasie gadów, sięgnąłem do Zoologii fantastycznej Borgesa, a potem do jej znakomitego uzupełnienia dokonanego przez Jana Gondowicza. Karduona księgi te wprawdzie nie odnotowują, ale karbunkuły owszem, znajdziemy u Gondowicza. Są to mianowicie stworzenia opisane w apokryficznych pismach niejakiego Martina de Ariflo z XVI, XVII albo XVIII wieku – dokładnie nie wiadomo – żyjące w Nowym Świecie i „stojące między stanem zmysłowym a mineralnym”. To rodzaj „zwierzęcia ze lśniącym kamieniem pomiędzy oczyma, na który, przy najmniejszym szeleście, opadała i je zakrywała powieka”. Nie jest pewne – pisze fikcyjny hiszpański erudyta – czy „był to ptak, czy zwierzę, choć pewne jest, że było niewielkich rozmiarów, a niektórzy uważają, że nie kamień miało, lecz zwierciadełko lśniące, przypominające żarzący się węgielek. Lecz aby ów kamień, czy też lustro zachowało swe własności, i mgłą nie zachodziło i nie zmąciło swego blasku, należy zabrać je, gdy karbunkuł jest jeszcze przy życiu”.

Porównując spojrzenie karduona do karbunkułowego oka Nodier nie odwoływał się jednak do południowoamerykańskiego stworzenia, bo nic o nim nie wiedział, lecz iskrzące się oczy fantastycznego stwora zestawił po prostu z pewnym rodzajem kamieni szlachetnych. Karbunkuły bowiem, jak informuje choćby słownik Kopalińskiego, to dawna nazwa rubinów i pod nią występowały one licznie w literaturze.

W Kuszeniu świętego Antoniego Flauberta przybywająca do pustelnika w jednej z wizji Królowa Saby ofiarowuje mu niezwykłe dary – obok „złotego proszku z Baasy, kasyterytów z Tartessos, niebieskiego drzewa z Pandio, białych futer z Issedony i wykałaczek zrobionych z sierści taszasa”, także „karbunkuły z wyspy Palesimondy”. Zaplecione we włosy karbunkuły zdobią też głowę proroka Maniego, który ukazuje się św. Antoniemu w kolejnej wizji. Jedno z opowiadań Conan-Doyle’a o Sherlocku Holmesie nosi tytuł Błękitny Karbunkuł. Detektyw rozwiązuje w nim zagadkę kradzieży bardzo rzadkiego, błękitnego rubinu.

Ale karbunkuły to także potoczne określenie dotkliwej choroby skórnej – czyraka gromadnego. Ta osobliwa podwójność lingwistyczna, łącząca w jednym terminie kamienie szlachetne i przypadłości skórne oraz rany cielesne, ma swą paralelę w tym, jak rubiny opisywał Jerzy Stempowski. Nie użył on wprawdzie określenia „karbunkuły”, ale w eseju Rubis d’Orient porównał „ciemnoczerwone i nieco mętne rubiny pochodzenia azjatyckiego” do „kropel krwi i ropy zastygłych na brzegach ran”. Ta aluzja do zranionego ciała ma tu głębszy sens. Stempowski bowiem do kamieni szlachetnych porównuje słowa, wskazując na niezwykłą rolę rzemiosła pisarskiego oraz „odwieczny upór szlifierzy przerabiających słowa na talizmany”. Omawiając w tym eseju aforyzmy Emila Ciorana, pisze, że jego krótkie zdania są „jak krople ropy i krwi zastygłe na naszych ranach emigrantów”. To głębokie powinowactwo między szlifowanym słowem a drogim kamieniem było ważnym motywem w twórczości eseisty.

Od opowieści Nodiera dotarłem zatem do Stempowskiego, ale w tej przygodzie lekturowej było akurat odwrotnie. Na postać francuskiego pisarza natknąłem się bowiem po raz pierwszy w eseju Jerzego Stempowskiego Słońce jesieni. „Kogo pociąga epopeja Napoleona – pisze Hostowiec omawiając zabytki historyczne Dalmacji – ten będzie szukał śladów Marmonta księcia Raguzy, i fantastycznego królestwa Illirii. Charles Nodier był jego urzędnikiem. Na domu, w którym mieszkał w Zagrzebiu, znajduje się tablica pamiątkowa. Z urzędowania w efemerycznym tworze Napoleona Nodier wyniósł temat do swej powieści Jean Sbogar”.
portret Charlesa Nodiera,
litografia autorstwa François Séraphin Delpecha

Charles Nodier (1780-1844) tworzył w pierwszej połowie XIX wieku. Jest uznawany za autora ważnego tyleż z powodu swej twórczości, skądinąd bogatej i różnorodnej, co wpływu jaki wywarł na rozwój francuskiego romantyzmu. Swymi utworami, w których wykorzystywał i eksplorował twórczą siłę snów, wyobraźni i marzeń otworzył obszary dla przyszłych generacji twórców romantycznych. W popularnym salonie literackim, który prowadził w Paryżu w latach 1824-1834 już jako uznany autor, doceniony przyjęciem w 1833 r. w poczet członków Akademii Francuskiej, bywali tak znani później twórcy jak Dumas, Delacroix, Saint-Beuve, Hugo, Nerval, Gautier, Balzac, Musset, Vigny.

Biblioteka Arsenału,
skrzydło w którym mieszkał Charles Nodier, 1843,
źródło: Gallica

Nodier zapisał się także w historii bibliotekarstwa. Jego pasja bibliofilska poparta wiedzą i doświadczeniem pracy w różnych bibliotekach począwszy od miejskiej książnicy w rodzinnym Besançon, zaprowadziły go w 1824 roku na prestiżowe stanowisko dyrektora Biblioteki Arsenału (Bibliotheque d’Arsenal). Zabawny portret bibliofila odmalowany w jednym z bardziej znanych opowiadań Nodiera zatytułowanym Le Bibliomane (znalazło się ono także w zbiorze Wróżka okruchów), zawiera wiele elementów autobiograficznych.

Nodier w karykaturze Benjamina Roubauda,
1842, źródło: Commons Wikimedia

Charles Nodier był typowym przedstawicielem tak charakterystycznego dla XIX wieku plemienia erudytów i dyletantów. Pracę zawodową i twórczość literacką łączył z wszechstronnymi zainteresowaniami historycznymi, folklorystycznymi, lingwistycznymi, a także entomologicznymi. Jak odnotowuje Joanna Guze, mając niespełna18 lat napisał Dysertację o użyciu czułków u owadów, w trzy lata później ułożył Bibliografię entomologiczną, zaś w 1808 roku ogłosił Słownik rozumowany onomatopei francuskich. Od młodości pracował również nad ogłoszoną w 1828 rozprawą Studium krytyczne słowników języka francuskiego. Do tego trzeba dodać także teksty programowe, jak ogłoszony w 1830 roku esej zatytułowany Du fantastique en littérature, głoszący pochwałę romantycznej frenezji, czy wydawane przez ponad dwie dekady ilustrowane wspaniałymi rycinami, wielotomowe Voyages pittoresques et romantiques de l’ancienne France, będące krajoznawczo-historycznymi fantazjami podróżnika, w których typowo romantyczne zainteresowanie naturalnym pejzażem, ruinami i lokalnym folklorem łączył Nodier z solidnością kronikarza-erudyty.

Jak wspomina Stempowski, Nodier był również przez krótki czas urzędnikiem tworu państwowego o nazwie Prowincje Illiryjskie powstałego na mocy pokoju w Schonbrun (1809) z ziem zabranych Austrii. Nie były one królestwem, lecz administracyjnie stanowiły prowincję cesarstwa francuskiego i rządził w nich gubernator. Królestwo Illiri powstało już po epopei napoleońskiej, w 1816 roku na mocy postanowień Kongresu Wiedeńskiego. Nodier zaś nie mieszkał w Zagrzebiu, lecz w stolicy ówczesnej Illirii (dziś Słowenia) Lublanie, gdzie od 1812 roku pełnił funkcję bibliotekarza w Bibliotece Miejskiej i redaktora lokalnego pisma Prowincji „Télégraphe Officiel”. Jego urzędowanie trwało niespełna rok i już w 1813 wraz z wycofywaniem się wojsk napoleońskich pisarz wrócił do Paryża.

Co ciekawe ta zagraniczna przygoda urzędnicza Nodiera nie wynikała z jego poparcia dla Napoleona i zaangażowania w struktury nowego reżimu, lecz wręcz przeciwnie, pisarz został do Słowenii wysłany niejako za karę. Powodem było otwarte wystąpienie przeciwko pierwszemu konsulowi, późniejszemu cesarzowi. „W przeciwieństwie – pisze Joanna Guze – do wielu pisarzy romantycznych, tak bardzo wielbiących Napoleona i tak wielki mających udział w jego legendzie, Nodier uważał go za tyrana nad tyranami i największego wroga literatury i wolnej myśli. Nie bez racji, zaćmionej tą właśnie legendą, która skrzętnie omija wszystko, co wskazuje, że Mały Kapral był prawdziwym kapralem w kwestiach sztuki i o tyle chciał ją mieć, o ile mogła służyć jego celom. Nodier, świadom tego wcześnie, jeszcze w epoce konsulatu, napisał odę przeciw Bonapartemu, La Napoléone. Jakkolwiek ostry był jej ton, takie rzeczy się zdarzały. Nie zdarzało się natomiast, żeby autor utworu tego rodzaju poczuł palącą potrzebę dopełnienia go listem imiennym, skierowanym wprost do atakowanego władcy. Nodier taki list do Pierwszego Konsula napisał. Wykładał w nim bez omówień i metafor, co ma przeciwko niemu i z jakich powodów, w zakończeniu oświadczając, że nie myśli zmieniać swoich przekonań bez względu na to, co go czeka: wygnanie, więzienie czy szafot”.

Skończyło się na miesiącu więzienia i kilku latach niełaski, a przy najbliższej nadarzającej się okazji krnąbrny pisarz został wysłany na placówkę do świeżo zdobytej Illiri. Nodier potraktował zesłanie jako okazję do zebrania materiałów do powieści Jean Sbogar, która ukazała się w Paryżu w 1818 roku, a także bibliofilskich wypadów do znanej ze swych antykwariatów Wenecji. Jego krótkie urzędowanie pozostawiło po sobie wspomnienie na tyle trwałe, że imię Nodiera nosi obecnie Instytut Francuski w Lublanie, a o pobycie pisarza w Prowincjach powstało kilkanaście artykułów i książek. Jest to ciekawy przykład wpływów kultury francuskiej w Europie Środkowej i Wschodniej.

By znowu wrócić do Stempowskiego zauważmy, że historii takich wpływów poświęcił on jeden ze swych esejów zatytułowany Epitaphium. Pretekstem do jego napisania stała się informacja o ukazaniu się w 1958 ostatniego numeru „Mercure de France” (w rzeczywistości, w 1958 roku pismo przejęło wydawnictwo Gallimard i kontynuowało później wydawanie pisma, choć już w zmienionym kształcie), czasopisma, którego i Stempowski był wiernym czytelnikiem. W Epitaphium również pojawia się nazwisko Charlesa Nodiera. Eseista pisze, że stałym elementem zainteresowania w domach ludzi wykształconych i mających aspiracje intelektualne w Europie Wschodniej były książki francuskie. „W bibliotekach prywatnych uderza wczesne pojawienie się nowości paryskich. Balzaca znajdujemy w nich już przed 1840. Obok niego figuruje mniej znany we Francji Charles Nodier. O wpływie jego dają pojęcie Pamiętniki pantofla. Mój dziadek miał wyżła zwanego Sbogarem. Takie szczegóły pozwalają nieraz ocenić zasięg popularności autora”.

Fragment ten wymaga zapewne przypisu. W pierwszej kwestii Stempowskiemu chodzi o Pantofla – postać stworzoną przez Ludwika Sztyrmera (1809-1886) polskiego prozaika i powieściopisarza, zaliczanego do nurtu literatury grozy i uznawanego za jednego z prekursorów polskiej fantastyki. Pantofel jest bohaterem kilku jego książek, choć według rozmaitych bibliografii, żadna najwyraźniej nie nosi dokładnie tytułu, który wspomina Stempowski. Tak czy inaczej, rodzaj literacki uprawiany przez Sztyrmera, popularny przez cały XIX wiek, wiele zawdzięcza właśnie Nodierowi, jednemu z jego prekursorów.

Jeśli chodzi natomiast o wyżła Sbogara jako świadectwo wpływów literackich, to pojawia się on u Stempowskiego jeszcze kilka razy. W liście do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego z 10 listopada 1961 eseista zastanawia się nad mało według niego poznanym rozdziałem historii literatury jakim są imiona, nazwy miejsc i pseudonimy w utworach literackich. Przy tej okazji wspomina właśnie Sbogara, nazwisko bohatera powieści dalmatyńskiej Charlesa Nodiera, które nosił także jeden z legawców jego dziadka. Kilka lat później, w liście do Czesława Miłosza z 14 stycznia 1966 roku znowu wykorzystuje ten przykład, tym razem pisząc o kolejach popularności pewnych pisarzy lub ich kompletnym zapomnieniu. „Mamy więcej – pisze Stempowski – przykładów zniknięcia z pamięci sławnych niegdyś autorów (…). Od stu lat Jean Sbogar nie był czytany, ale kiedyś był tak popularny, że mój dziadek miał wyżła Sbogara”.

Tropy pozostawione przez Stempowskiego podjął Jan Zieliński, pisząc, że sprawa genezy imienia wyżła Sbogara jest, jak się wydaje, jeszcze bardziej skomplikowana. „Otóż Jean Sbogar, francuska opowieść o korzeniach illiryjskich, a więc słowiańskich, cieszyła się szczególną popularnością w Rosji. Lermontow w liście do Wiazemskiego skarży się, że za jej wypożyczenie zapłacił z góry dziesięć rubli i wciąż nie może się książki doprosić. Puszkin w Onieginie wśród bohaterów najmodniejszych książek wymienia, obok Melmotha, Żyda Wiecznego Tułacza i Korsarza, właśnie „tajemniczego Sbogara”. A w jednej z Opowieści Biełkina tegoż Puszkina, Liza, szlachcianka przebrana za wieśniaczkę , rozpoznaje Aleksego, który próbuje udawać własnego lokaja, po tym, że do psa myśliwskiego woła po francusku. Otóż ten pies miał na imię Sbogar. Tutaj, jak sądzę, a nie bezpośrednio w opowieści Nodiera, szukać trzeba genezy imienia wyżła, należącego do dziadka Stempowskiego” .

Ilustracja Maurice’a Leloire’a do opowiadania
 Le Bibliomane Charlesa Nodiera, wyd. Paris 1894,
źródło: bibliophilie.blogspot.com

Nazwisko Nodiera pojawia się jeszcze u Stempowskiego w tekście Pamiątka z Kosowa, w którym eseista wymienia go obok takich twórców XIX wieku – „złotego wieku opowiadania, bogatego w recepty i talenty” – jak E.T.A. Hoffmann, E.A. Poe, Prosper Mérimée i Guy de Maupassant, a także w eseju Po powodzi z 1959 roku. Przy tym tekście warto zatrzymać się nieco dłużej.

Stempowski omawia w nim opowiadanie Wieża Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i przedstawia je na podwójnym tle: współczesnej literatury i dominujących w niej tendencji, wobec których był zdecydowanie krytyczny oraz w kontekście historycznym, który omawia następująco: 

„Xavier de Maistre – pisze – należy do pokolenia wychowanego w XVIII wieku, które za czasów Cesarstwa i Restauracji stworzyło pewien szczególny typ prozy. Paul-Louis Courier, Charles Nodier i Benjamin Constant byli jego rówieśnikami. Pamiętając la douceur de vivre wieku oświecenia, pisarze ci widzieli skoki historii zerwanej z łańcucha, hekatombę młodzieży, okupację swoich i obcych krajów przez armie Napoleona i jego przeciwników oraz ruinę wszystkich poprzednich instytucji. Xavier de Maistre mieszkał przez długi czas w Rosji, Benjamin Constant w Niemczech, Charles Nodier był urzędnikiem efemerycznego królestwa Illirii. Wraz z rówieśnikami czytali encyklopedystów, potem pisarzy sentymentalnych końca stulecia, potem wzorowane na rzymskich oratorach prozy Rewolucji i Cesarstwa, ale żaden z tych stylów nie odpowiadał świadkom takich wypadków. Za każdym z tych stylów stały jakieś pojęcia i obyczaje, do których nie było powrotu: wiara w potęgę rozumu, w zasadniczą dobroć człowieka, w niezłomność cnót republikańskich. Z chaosu doświadczeń wyłaniały się natomiast same prawdy negatywne: że contro la forza la ragione non vale, że na zasadniczą dobroć człowieka lepiej nie liczyć, że przy szybkim tempie wydarzeń przekonania zmieniane są szybciej niż koszule, że od okropnej rzeczywistości można wprawdzie uciekać w świat wyobraźni, lecz elementarna przezorność każe oceniać uważnie autonomiczną treść otaczających rzeczy i ludzi. Do mówienia o tych doświadczeniach potrzebny był język nowy, jasny i rzetelny. Skróty, błyskotliwości i manieryzmy nie stały na wysokości sytuacji. Z takich potrzeb i okoliczności powstał szczególny język literacki tego okresu czasu. Nie znajdujemy w nim piorunujących skrótów Saint-Simona ani lapidarności La Fontaine’a, ani elegancji i dowcipu Voltaire’a, ani lekkiej potoczystości abbé Prévosta. Jest to język poważny i powolny, nieco jak gdyby zatroskany, o nieporównanej jasności i dokładności, przylegający ściśle do każdego opisywanego przedmiotu. Język ten budzi zaufanie jak relacja człowieka mającego za sobą wielkie doświadczenie pozaliterackie. Już same okoliczności powstania tego języka wskazują na jego aktualność dla żyjących obecnie świadków podobnych wydarzeń”.

Zamysł eseisty wydaje się tu wyłożony klarownie: tak jak w czasach zamętu i chaosu rewolucji, kolejnych wojen i zmian reżimów w Europie napoleońskiej, francuscy pisarze szukali nowych środków literackiego wyrazu, które przystawałyby do radykalnie zmienionej rzeczywistości, tak współcześnie, w swym opowiadaniu pisanym w kolejnej epoce „historii spuszczonej z łańcucha” próbuje to czynić Gustaw Herling-Grudziński. Dlatego wybór książki de Maistre’a o trędowatym z wieży w Aoście jest podyktowany – zdaje się sugerować Stempowski – nie tylko tematem opowiadania oraz jego szkatułkową konstrukcją, lecz ma również głębszy, historycznoliteracki sens.

Moje wątpliwości w tej imponującej erudycyjnej paraleli Stempowskiego budzi wskazanie Charlesa Nodiera jako jednego z historycznych przykładów. Bo czy faktycznie skłonni jesteśmy przyznać, że pisał on językiem „poważnym i powolnym, nieco jak gdyby zatroskanym, o nieporównanej jasności i dokładności, przylegającym ściśle do każdego opisywanego przedmiotu”? Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie – język Nodiera bywa lekki i frywolny. Biografowie pisarza rzeczywiście podkreślają, że doświadczenie rewolucyjnego terroru, rozgorączkowanych tłumów i przemocy kolejnych reżimów, odcisnęły na nim swe piętno, utwierdzając w republikańskich przekonaniach, umiłowaniu wolności i nienawiści do dyktatury. Jednak czy zaowocowało to w jego utworach „relacją człowieka mającego za sobą wielkie doświadczenie pozaliterackie”? Nodier, jak na prekursora romantyków przystało, chce raczej uciec od rzeczywistości w „krainę ułudy”, fantazji, bajki, przygody i grozy.

Analogia zastosowana przez Stempowskiego to przykład dość swobodnego traktowania materii historycznoliterackiej będący dobrą ilustracją tego, co zauważył kiedyś Jan Gondowicz, pisząc, że „piśmiennictwo współczesne, jak i klasyczne traktował Stempowski najzupełniej instrumentalnie, jako tworzywo własnych wątków”. Bywając recenzentem, parając się krytyką literacką, czy pisząc o historii literatury Stempowski jest zawsze przede wszystkim pisarzem. 

* * *

Nota bibliograficzna:

Charles Nodier, Wróżka okruchów i inne opowieści, wybór, przekład i komentarz Joanna Guze, PIW, Warszawa, 1979.

Matthew Loving, Charles Nodier. The Romantic Librarian, ”Libraries and Culture”, Vol. 38 (2003), nr 2.

Jan Gondowicz, Zoologia fantastyczna uzupełniona (uzupełniona), wyd. 2 uzupełnione, Warszawa, 2007.

Jan Gondowicz, Bagaż z Szebutyniec, „Res Publica Nowa”, 1998, nr 2-3; przedruk [w:] tegoż Paradoks o autorze, Korporacja Ha!art, Kraków, 2011.

Jan Zieliński, Listy odśrodkowe, „Kultura”, 2000, nr 6 (633), s. 144-147.

Charles Nodier był także autorem książek przeznaczonych dla dzieci. Joanna Guze odnotowuje: „do polskich dzieci dotarły trzy bajki, które u Estreichera mają następujący zapis: Biblioteczka malownicza najzabawniejszych powieści dla dzieci po francusku i polsku, zebranych z najlepszych autorów przez J. N. Bobrowicza. Tom IV mieści: Skarb bobowy i kwiatek groszku; Poczciwy geniusz; Historia psa Holzmanowego, przez Karola Nodier. Ze 120 drzeworytami Tony Johannot, Lipsk, 1846. Dla jasności należy dodać, że Historia psa Holzmanowego jest Opowieścią o psie Brisqueta i chyba tylko miejsce wydania tłumaczy, dlaczego francuski Brisquet został niemieckim Holzmanem”. Edycja ta jest dostępna w zbiorach biblioteki cyfrowej Regionalia Ziemi Łódzkiej. Jedna z bajek z tego tomu ukazała się w czasach już nam bliższych pod tytułem Skarb z Poletka Bobu i Kwiat Groszku : czarodziejska bajka w przekładzie-adaptacji Joanny Guze i ze znakomitymi ilustracjami Wiesława Majchrzaka nakładem „Naszej Księgarni” (dwa wydania 1970 oraz 1981).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz