środa, 27 czerwca 2018

Cios książką

W dwóch niedawno wydanych książkach prozatorskich polskich autorów pojawia się motyw użycia książki jako broni ręcznej. Bohater opowiadania Pawła Sołtysa z debiutanckiego tomu Mikrotyki (Czarne, Wołowiec, 2017), Profesor Kruk, bywalec baru „Stokrotka”, relacjonuje pewnego razu, jak to nabył w antykwariacie na ulicy Szembeka drugi tom opowiadań Iwaszkiewicza z lat 1918-1953 wydany w 1956 roku i umieści go w foliowej reklamówce. Tak się złożyło, że nabytek bardzo się przydał. Profesor Kruk użył go bowiem jako broni ręcznej przeciw pijanemu chłopakowi, gdy ten w tramwaju uderzył zapłakaną dziewczynę. Opowieść snuta przy wódce i śledziach przekształca się następnie w dywagacje, jakimi to jeszcze pozycjami wydawniczymi: Historią filozofii Tatarkiewicza, Idiotą Dostojewskiego, encyklopedią PWN, czy dziełami zbiorowymi Mickiewicza, można by się posłużyć w charakterze broni.


Książki przy tym są charakteryzowane z detalami świadczącymi o bibliofilskich, a w każdym razie bibliograficznych inklinacjach autora. Poznajemy kolor oprawy, wydawcę, lata wydania oraz liczbę tomów. Z kolei w powieści Przyducha (Ha art.!, Kraków, 2017) Macieja Piotra Prusa, ciekawej mieszance fantastyki, political-fiction i kryminału noir, przyrównanej przez Pawła Dunin-Wąsowicza do Małej Apokalipsy Konwickiego, znajdujemy następującą scenę:

„Mam wrażenie, że ktoś chodzi po mieszkaniu, słyszę skrzypiącą podłogę w przedpokoju. Z kuchni sączy się smuga światła. Powinienem wstać i sprawdzić, ale się boję. Nie mam żadnej broni, pistoletu ani szabli zawieszonej na ścianie, nie mam noża ani nawet laski. Jedynie książki. Mógłbym walczyć Dziejami kultury polskiej Bogdana Suchodolskiego albo jubileuszowym wydaniem Pana Tadeusza. Są na tyle duże, że powaliłyby intruza. Najciszej jak potrafię, zsuwam się z łóżka i podchodzę do półki z książkami. Poręczniejszy w walce byłby jednak album Arakiego. Taki Araki potrafi zabić. Nie zauważam jednak książki leżącej na albumie, strącam ją i przewaga wynikająca z efektu zaskoczenia bierze w łeb. Nie zostaje mi już nic innego jak chrząknąć i zapalić nocną lampkę.”

Czy fakt, że obraz walenia książką przyszedł w tym samym czasie aż dwóm różnym autorom, ma jakieś głębsze znaczenie? Metafora stanu czytelnictwa? Wyraz bezradności czytających wobec brutalnej rzeczywistości?

Ilustracje pochodzą z książki Emila André, Sto sposobów odparcia napaści ulicznej bez broni, nakładem „Przeglądu Powszechnego”, Warszawa, 1905. Dostęp w bibliotece cyfrowej Polona.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz