poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Madonna-Syrena

„Wysoko ponad przystanią rybacką, na zrębie potężnego bloku skalnego, stoi frontem ku wiatrom zachodnim kaplica Madonny o korpusie syreny. Od tej kaplicy miejscowi chłopi całe wzniesienie nazywają „skałą Madonny”. Skała osadzona jest w płaskim gruncie daleko wybiegającymi odnogami, jak drzewo ze swymi korzeniami, i dźwiga z wody wygięty w górę grzbiet niby wielkie zwierzę, które wynurzywszy się z morza do połowy, skamieniało w tej pozycji na zawsze. Ludzie przedłużyli występ skalny, dobudowując do niego sztuczny wał, i tak w prosty sposób utworzyli molo które ochrania odtąd przystań przed burzliwymi wiatrami, nadciągającymi z naprzeciwległej Anatolii. Gdy słońce znika za horyzontem, w wodzie zagęszczają się cienie, a stoki skały mienią się barwami róż. W nocy kontury skały wznoszą się wysoko ponad powierzchnię morza i wstęgę płaskiego brzegu. Skała wygląda wtedy jak strażnik, postawiony w tym miejscu dla czuwania nad nielicznymi domostwami i składami, znajdującymi się w obrębie przystani. Nocujący w tych stronach rybacy wychodzą na skałę i rozniecają w małych jamach ogień, na którym gotują zupę ze złowionych ryb. Wówczas cienie ich postaci przemykają tam i z powrotem po wapiennych ścianach kaplicy.”
Tak rozpoczyna się piękna powieść Stratisa Myriwilisa Madonna-Syrena.


Opisana w niej kaplica istnieje naprawdę i znajduje się w miejscowości Skala Sykaminia na wyspie Lesbos. Myriwilis (właść. Stratis Stamatopoulos 1890-1969) urodził się i wychował w sąsiedniej, położonej na wzgórzach, wsi Sykaminia. W powieści nosi ona nazwę Muria. Dziś znajduje się tam małe muzeum, w którym zebrano pamiątki po pisarzu i biblioteka nazwana jego imieniem. W starym kafeneionie na głównym placu wsi, pod potężnym drzewem figowym, przesiaduje codziennie nad filiżanką kawy i szklaneczką ouzo kilku staruszków, którzy ponoć pamiętają Myriwilisa z czasów, gdy jeszcze mieszkał w wiosce.



Posadowiona na samym szczycie skały kaplica, nie należy do arcydzieł architektury. Lokalni rybacy i murarze postawili ją tak, jak umieli, najprościej, w kształcie sześcianu z dwoma małymi oknami i pobielonymi ścianami, „z wielką czcią, acz niewielką znajomością sztuki” – jak pisze Myriwilis. Jest kilka wersji legendy wyjaśniającej pochodzenie osobliwej patronki kaplicy – Madonny-Syreny. W powieści brzmi ona następująco. W okolicy chciano wybudować olejarnię i do jej budowy ściągnięto robotników z Anatolii. „Kiedy na swoim dwumasztowcu mijali przylądek, zaskoczył ich nagły, gwałtowny sztorm. Statek ich znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie i mógł lada chwila zatonąć. Naraz zobaczyli przed sobą skałę Madonny. Ich przewodnik ślubował Najświętszej Pannie, że jeśli ich ocali, zbudują jej kaplicę. Wkrótce burza ustała i statek wpłynął do małej przystani. Wysiedli na ląd i od razu przystąpili do wypełnienia ślubowania.”


W kaplicy zamieszkał kapitan Lias, wędrowiec. Dbał o czystość podłogi i okien, wycierał powałę z kurzu i pajęczyn, pilnował, żeby lampka miała zawsze świeży knot i zapas oliwy. Spał na owczej skórze w kącie kaplicy, wieczorami zaś siadywał przed wejściem, palił fajkę, przesuwał paciorki swego różańca i spoglądał na morze. Lias nigdzie nie zagrzał długo miejsca i nosiło go po świecie, więc gdy przyszedł czas, spakował tobołek i wyruszył w dalszą drogę, ale nikt we wsi nie wiedział dokąd. Pozostało po nim wspomnienie i obraz, który namalował na ścianie kaplicy.

„Jeszcze dziś – czytamy w powieści – można zobaczyć ten obraz, jakkolwiek wiatry i sole morza mocno go już zatarły. Przedstawia on Najświętszą Matkę najbardziej niezwykłą, jaką znaleźć można w Grecji, ba, nawet w całym świecie chrześcijańskim. Głowa taka, jakie się widzi na starych malowidłach ściennych: ciemna twarz o delikatnych rysach i marzącym wyrazie, zaokrąglony podbródek, oczy na kształt migdałów i drobne usta. Połączona z odzieniem szkarłatna chusta zachodzi na czoło. Dokoła głowy, jak na wszystkich ikonach, jasna aureola. Oczy zielone i nienaturalnie wielkie. Dolna część ciała od pasa wyobraża tułów rybi z jasnoniebieskimi łuskami. W jednej ręce trzyma statek, w drugiej trójząb przypominający godło Posejdona. Rybacy i chłopi zobaczywszy obraz po raz pierwszy, przyglądali mu się zdumieni, ale przyjęli go bez jakichkolwiek zastrzeżeń. Kobiety, które przychodziły na pobożne rozmyślania, modliły się przed obrazem i spalały przed nim kadzidło jak przed innymi ikonami. Nazywali ją Madonną-Syreną albo Najświętszą Dziewicą Mórz. Odtąd również kaplica i przystań znane były pod tym samym wezwaniem. Tuziemcy jak też żeglarze, którzy tędy płynęli, uważali Madonnę-Syrenę za najbardziej naturalną istotę. Już dawno żyła w ich sercach, i kapitan Lias, wyobrażając ją na ścianie kaplicy, odtworzył po prostu to, co dotąd tkwiło nie nazwane w ich duszach. Znali ją już, zanim jej obraz pojawił się w kaplicy.”

Powieść opowiada o losach uchodźców greckich, którzy po wojnie z Turcją w 1922 roku, w ramach przymusowych przesiedleń ludności musieli opuścić swe, zajmowane od pokoleń, siedziby na Półwyspie Anatolijskim i szukali schronienia w Grecji. W grupie, która przybyła na wyspę Lesbos, do przystani Muria, są Waruchos i jego żona Nerandze. Razem z innymi uchodźcami próbują się zadomowić w nowej ojczyźnie. Myriwilis znakomicie opisuje te wysiłki, wprowadzając czytelnika w pełne uroku, choć surowe realia wsi greckiej sprzed wieku. W pewnym momencie do codzienności wkrada się niezwykłe. Pogrążony w rozpaczy po śmieci kilkuletniej córki Waruchos wypływa w morze i po powrocie znajduje w kabinie swej łodzi kołyskę z dzieckiem. We wsi wszyscy uznają to za znak niebios i nikt nie ma wątpliwości, gdy Waruchos i Nerandze decydują się wziąć dziewczynkę na wychowanie. Mała zostaje ochrzczona imieniem Smaragde.

Chowa się zdrowo, jest jednak inna niż wszystkie dzieci. Ma białą karnację, jasne włosy, zagadkowe spojrzenie. Woli bawić się z chłopcami. Ciągnie ją ku morzu, całymi godzinami kąpie się i wypływa daleko na otwarte wody. Chce wyprawiać się z rybakami na połowy i uczyć się żeglowania. Waruchos, choć z pewnymi wątpliwościami, wychowuje ją jak chłopca, uczy rybackiego fachu. Szczęście rodzinne nie trwa jednak długo. Gdy Nerandze niespodziewanie umiera, Waruchos popada w rozpacz i pijaństwo. Jest zupełnie bezradny, nie umie dalej pokierować swoim życiem i wychowaniem Smaragde, robi się agresywny. W kulminacyjnym momencie powieści, wraca z tawerny pijany do domu i próbuje zgwałcić Smaragde. Dziewczynie udaje się go obezwładnić i uciec. Potępiony przez mieszkańców Waruchos, z trudem tylko, dzięki pomocy Fortisa, ojca chrzestnego Smaragde, unika linczu i po kilku dniach potajemnie opuszcza wieś na zawsze.

Czyn ojczyma uświadamia Smaragde ponurą rzeczywistość istniejącą pod pozorami powszechnej przychylności. Zaczyna dostrzegać, że jej inność i osobność, połączona z rozwijającą się kobiecością, wywołuje skrajne uczucia mieszkańców wsi, że żyje otoczona pożądliwymi spojrzeniami mężczyzn i zawistnymi spojrzeniami kobiet. Nawet jej najbliżsi i kibicujący jej żeglarskim i rybackim sukcesom, doradzają jedyne w tej sytuacji rozwiązanie, czyli wyjście za mąż. Smaragde odrzuca jednak wszelkie zaloty, a jednemu z przyrodnich braci wyznaje i przysięga na własną krew, że nigdy nie będzie miała męża.

Atmosfera jednak gęstnieje. Zaczynają się sceny zazdrości, wzajemne oskarżenia i bójki. W wyniku jednej z nich ginie Lambis, jedyny i ukochany syn Fortisa. Większość utrzymuje, że to wypadek, ale Fortis podejrzewa o morderstwo Gadzalisów, właścicieli konkurencyjnej tawerny. Ma pewne podstawy. Gadzalisowie chcieli wydać swą córkę Janę za Manolisa. Ale nie było tajemnicą, że Manolis kochał się w Smaragde. Gadzalisowie postanowili więc zemścić się na przybranej rodzinie Smaragde. Oskarżyli Lambisa o podglądanie Jany i pobili go. To jednak nie oni go zrzucili ze skały. Gdy w końcu Smaragde dowiaduje się, że Lambis, jak wielu innych młodych mężczyzn w wiosce, kochał się nieszczęśliwie w niej i z tego powodu się utopił, przechodzi radykalną zmianę. Decyduje się sprzedać okręt i zamieszkać ze swym ojcem chrzestnym Fortisem, osamotnionym, złamanym po stracie Lambisa i wyczerpanym procesami sądowymi z Gadzalisami. Przywdziewa czarne szaty i zostaje opiekunką kaplicy Madonny-Syreny. To jedyny sposób, by wieś zaakceptowała jej odmienność.

Myriwilis pokazuje, że reguły rządzące tradycyjną, patriarchalną społecznością wiejską są okrutne i nieubłagane. Dla kobiety samotnej, niezależnej, zajmującej się rzemiosłem właściwym mężczyznom, nie ma w niej miejsca. Gdy ktoś chce docenić umiejętności żeglarskie i rybackie Smaragde, zawsze porówna ją do mężczyzny, mówiąc: „ona robi to, jak prawdziwy palikar” (określenie młodego, silnego mężczyzny, dawniej tak nazywano partyzantów walczących z Turkami). Nawet jeśli społeczność zaakceptuje, że ma statek i wypływa na połowy, to nigdy nie zgodzi się, by zrezygnowała z tradycyjnej roli żony i matki.

Nad wszystkim unosi się dominujące przez wieki (vide problem Jagny w Chłopach) i pokutujące także do dziś, stereotypowe przekonanie, że niestałość mężczyzn i ich seksualna brutalność, to wina kobiet. „Ty drażnisz ich wszystkich i podniecasz, dziecko kochane, – mówi w pewnym momencie do Smaragde matka Latiosa – jakżeż by mogło być inaczej? Ty ich wszystkich podniecasz i wcale tego nie widzisz. Tak. Drażnisz ich swoimi włosami, swoimi piersiami, swoimi oczami. Nęcisz ich swoimi ustami i każdym poruszeniem swego ciała. I swoim oddechem kusisz ich, moja kochana. Tacy już są mężczyźni. Dlatego też obmawiają cię kobiety. Bo rozdrażniasz mężczyzn.” Przekonanie to podtrzymuje cała społeczność. Kobiety z fatalistyczną rezygnacją się z nim godzą. „Musisz zrozumieć – kontynuuje Latiosowa – że my kobiety nie mamy żadnej władzy. Mężczyźni rządzą nami. Oni wiedzą o tym i pilnują swego, traktując nas jak swoją własność. (…) ” Decyzję Smaragde można więc w tej sytuacji postrzegać jako częściowe przynajmniej zwycięstwo. Musi wprawdzie wyzbyć się niezależności i wszystkiego, co było dla niej ważne i co stanowiło radość jej życia, ale dochowuje wierności swemu postanowieniu.

W żadnym miejscu powieści nie jest nawet zasugerowane, że Smaragde kocha kobiety, ale ta interpretacja oczywiście narzuca się. W zakończeniu dowiadujemy się wprawdzie, że Smaragde odkrywa swą miłość do zmarłego Lambisa, ale to romantyczno-sentymentalne rozwiązanie nie jest zbytnio przekonujące. Jako pisarz w kraju bardzo tradycyjnym i patriarchalnym, Myriwilis nie mógł, a być może i nie chciał, zdobyć się na inne. Nietrudno jednak dostrzec w wątku syreny, z jednej strony figurę miłości lesbijskiej, a z drugiej, kobiecej autonomii i niezależności.

Wątki genderowo-mitologiczne w powieści Myriwilisa zasługują na pewno na wnikliwszego ode mnie interpretatora. Choćby tytułowa, patronująca całej powieści, Madonna-Syrena, która łączy chrześcijański kult maryjny, bardzo silny w prawosławiu, ze starożytnymi, pogańskimi mitami o syrenach i morskich nimfach, a także z kultem Ziemi-Matki, boginii odwiecznej kobiecości, którego strażniczką i wyrazicielką zdaje się być w powieści staruszka Permachula, będąca powierniczką i duchową opiekunką Smaragde.

Ja zaś tylko na koniec zwrócę uwagę na tło powieści – wspaniale oddane życie codzienne wsi greckiej przed stuleciem. Wyznaczane rytmami pór roku i świąt religijnych życie trudne, surowe i ubogie, ale niepozbawione piękna i tego poczucia harmonii oraz sensu, jakie daje codzienne gospodarowanie człowieka na ziemi. Połowy ryb i ośmiornic, reperowanie sieci, zbiory oliwek, fig i winogron, tłoczenie oliwy, pędzenie wódki i pieczenie chleba, hodowla kóz, leniwe popołudnia w kafeneionach i huczne zabawy wieczorne w tawernach. Życie, jakiego dużo reliktów przetrwało w Grecji do dziś i na jakie przy odrobinie chęci i szczęścia natknąć się może podróżny, szczególnie na rodzinnej wyspie Myriwilisa, Lesbos, ciągle żyjącej głównie z rolnictwa i rybołówstwa.

* * *

Obok przetłumaczonej z języka niemieckiego przez Henryka Goldmanna i wydanej w 1961 roku przez Wydawnictwo Poznańskie Madonny-Syreny (z piękną okładką projektu Stanisława Rozwadowskiego i wstępem Jana Parandowskiego), po polsku dostępna jest także pierwsza powieść Myriwilisa zatytułowana De profundis (Wydawnictwo MON, Warszawa, 1964), przetłumaczona przez Nikosa Chadzinikolau. W zredagowanym przez Chadzinikolau zbiorze opowiadań autorów nowogreckich zatytułowanym Poławiacze gąbek. Antologia greckich opowiadań morskich (Wydawnictwo Morskie, Gdańsk, 1981) znalazło się też jedno opowiadanie Myrywilisa, przejmująca historia psa o imieniu Kapitan, rozgrywająca się również na rodzinnej wyspie pisarza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz