poniedziałek, 8 października 2018

Zaginiona karawana

W pierwszej części książki Janion. Transe – traumy – transgresje, wywiadu-rzeki udzielonego Kazimierze Szczuce (Warszawa, 2012), profesor Maria Janion opowiada o krótkim okresie swego dzieciństwa, który spędziła w połowie lat 30. u wujostwa w Siedlcach. Miała wówczas dziewięć lat. Wuj i ciotka, bezdzietni, oboje dentyści, wychowywali ją surowo i zapisali do szkoły, której przyszła wybitna literaturoznawczyni bardzo nie lubiła. Wolała zadawać się z dziecięcą bandą z podwórka i zbierać znaczki pocztowe. Uczyła się słabo, ale za to uwielbiała – co nikogo zapewne nie zdziwi – czytać książki. Lektury – jak wspomina – bardzo przeżywała. Na przykład gdy czytała powieść zatytułowaną Zaginiona karawana dostała czterdziestostopniowej gorączki. „Sam tytuł mówi, o czym była ta książka. – opowiada pani Profesor – Karawana zaginęła w drodze przez pustynię, potem jej szukano. To mnie szalenie fascynowało.” Przeczytawszy ten fragment ja z kolei zacząłem szukać wzmiankowanej książki. Ale nie znalazłem.


Katalog Biblioteki Narodowej, wyszukiwarka zasobów bibliotek cyfrowych i bibliografia Estreichera jej nie odnotowują (w każdym razie nie znalazłem). Przejrzałem nawet kilkadziesiąt katalogów antykwarycznych z lat 30. i też bez rezultatu. W zbiorach Narodowej znalazłem następujące książki z karawaną w tytule: powieść Karola Maya Karawana niewolników : powieść podróżnicza (wyd. Gebethnera i Wolffa, 1911), powieść Feliksa Kurzawy Karawana widm, drukowaną w tygodniku „Co Tydzień Powieść!” (nr 324, Łódź, 1939) oraz reportaż Karawana bez wielbłądów Rolanda Dorgelès’a (Warszawa, 1929). Jednak żadna z tych książek nie pasuje do opisu – w żadnej karawana nie ginie na pustyni i nie ma mowy o jej poszukiwaniu. Może ktoś z czytelników i czytelniczek tego bloga pomoże?

Tymczasem opowieść Marii Janion, obrazująca intensywność aktu czytania, fizyczne wręcz przeżywanie lektury, przypomniała mi inną książkę, tym razem z mojego dzieciństwa – powieść Edmunda Niziurskiego Siódme wtajemniczenie. Występuje w niej fikcyjna książka o wyjątkowych właściwościach, zatytułowana Niezwykłe przygody Anatola stukniętego na początku. Tytuł został nadany przez Pleksika z bandy Matusów rywalizującej w powieści z bandą Blokersów, który zniszczony, pozbawiony okładki i strony tytułowej  egzemplarz, znalazł w składzie makulatury swego wuja. Jest on o tyle wymowny, że w siódmym rozdziale tajemniczej powieści bohater zapada w sen, a wraz z nim, nieodmiennie każdy czytelnik. Nikt więc nie zdołał dotąd poznać dalszych przygód Anatola stukniętego, poza tymi opowiedzianymi „na początku”. Niezwykła właściwość książki polega bowiem na tym, że pod wpływem jej lektury, czytający odczuwa, całkiem dosłownie, dokładnie to samo, co bohater.

„Początkowa scena, – streszcza Przygody Anatola stukniętego w Polskiej Bibliotece Widmowej (Warszawa, 2017) tropiciel fikcyjnych książek, Paweł Dunin-Wąsowicz – w której Anatol ścigany przez ludzi sir Douglasa, ucieka boso w koszuli po śniegu i odmraża sobie palce u nóg i uszy, spowodowała, że bezczelnemu Pacholcowi przydarzyło się to samo. Nieradek dostał od niej grypy, Szprot zaś uprzedzony czym grozi lektura, czytał w kożuchu i futrzanej czapie, lecz zapomniał o ciepłych butach i odmroził sobie duży palec u nogi. Na stronie 28 Anatol ukrywa się w przerębli pod wodą – czytający to chłopcy, m.in. Szczeżuja-Spec, skakali masowo do przerębli. Bąbel, czytając pod ławką o tym, jak Anatol nadstawia gołą pierś wrogom rozpiął na lekcji koszulę. Zaintrygowany tym nauczyciel Piszczoch, zabrał mu książkę, zaczytał się i dostał skurczów”.

* * *

Wykorzystałem rysunek Józefa Ryszkiewicza (1856-1925) Karawana na pustyni, ok. 1901 ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, źródło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz