środa, 5 grudnia 2018

Mgła i lawa

Mediolański antykwariusz Giambattista Bodoni zwany Jumbo, bohater powieści Umberto Eco Tajemniczy płomień królowej Loany ulega wypadkowi, zapada w śpiączkę, a gdy się z niej budzi, nie rozpoznaje rodziny, nie pamięta jak się nazywa, ani kim jest. W poszukiwaniu utraconej pamięci wyrusza do pełnego książek i szpargałów domu swego dzieciństwa w Solarze. Przed wypadkiem Jumbo miał specyficzne hobby, które w kontekście tego, co się zdarzyło, jawi się jako znaczące – zbierał literackie fragmenty o mgle. „Byłeś zauroczony mgłą. – próbuje przypomnieć mu żona – Mówiłeś, że urodziłeś się w niej. Kiedy napotykałeś w czytanej książce opis mgły zaznaczałeś to na marginesie. Potem robiłeś kserokopie w biurze. Myślę, że znajdziesz tam swoją „teczkę mgły””. „O mgle zebrałem co najmniej sto pięćdziesiąt stron cytatów. Musiałem rzeczywiście ją lubić” – duma Jumbo przeglądając teczkę i przytaczając z niej kilkanaście cytatów z całej światowej literatury – od Dantego przez Dickensa po Eliota. Ciekawe – pomyślałem – czy w tej teczce znajdował się fragment, o którym piszę poniżej? Czy, innymi słowy, Giambattista Bodoni czytał Dziady?


W swoim fascynującym studium zatytułowanym Słowo i milczenie Bohatera Polaków Ryszard Przybylski streszcza opis ostatniej schadzki Pustelnika-Gustawa-Upiora: „Była jesień. Wieczór zaczynał przechodzić w noc. Kilka godzin przedtem padał deszcz i ogród był zapłakany. Cała natura opłakiwała tę rozpaczliwą chwilę. Błądząc, kochanek strącił z gałęzi drzew rosę, łzy natury. To kosmos szlochał nad zburzonym kołem miłości. W dolinę, w której położony był ogród, zaczęła spływać lawa mgły. Nad ogrodem miłości zawisła więc nieodwołalna groźba zniszczenia. Porównania Mickiewicza są doprawdy oszałamiające: mgła jak lawa.”

Czytanie z Przybylskim Dziadów to niezwykłe doświadczenie. Porażony erudycją autora, zauroczony jego stylem i niesiony klarownością wywodu w pierwszej chwili przegapiłem fakt, że to zestawienie mgły i lawy może wcale nie pochodzić od Mickiewicza. Że, innymi słowy, może tkwić nie w samym tekście, lecz w jego interpretacji, być może nawet w mylnym odczytaniu. Czy tak w istocie jest? Spróbujmy na to pytanie odpowiedzieć. Na początek, przede wszystkim, przyjrzyjmy się temu, co napisał poeta:

Noc była najpiękniejsza!
Pamiętam dziś jeszcze:
na kilka godzin pierwej wylały się deszcze,
Cała ziemia kroplistą połyskała rosą.
Doliny mgła odziewa jakby morze śniegu,
Z tej strony chmura gruba napędzała lawy,
A z tamtej strony księżyc przezierał bladawy,
Gwiazdy toną w błękicie po nocnym obiegu.
Spojrzę… jak raz nade mną świeci gwiazdka wschodnia
O, znam ją odtąd dobrze, witamy się co dnia!
Spojrzę na dół… na szpaler… patrz, tam przy altanie,
Ujrzałem ją niespodzianie!

Mgła jest tu, jak widać, w pierwszej kolejności porównana do morza śniegu. A więc też pięknie, ale czy oszałamiająco? Z pewnością w każdym razie bez tego dodatkowego ładunku symbolicznego, który zachwycił Przybylskiego, oferowanego przez zestawienie mgły z lawą – materią niosącą zniszczenie, symbolizującą katastrofę – tragedię miłosną bohatera dramatu. Aby go dostrzec trzeba przyjąć, tak, jak rozumiem, przyjął to Przybylski, że pisząc „lawy” Mickiewicz użył dopełniacza liczby pojedynczej. A więc, że „chmura gruba” napędza „z tej strony” (kogo, czego) „lawy”, czyli wspomnianej we wcześniejszym wersie mgły.

Czy ma to sens i uzasadnienie z punktu widzenia logiki obrazowania poetyckiego, rozważymy za chwilę, tymczasem zwróćmy uwagę, że Przybylski podąża tutaj drogą odmienną od dotychczasowej tradycji interpretacyjnej tego fragmentu. Wedle niej bowiem, nie mamy tu do czynienia z dopełniaczem liczby pojedynczej, lecz z biernikiem liczby mnogiej. Literaturoznawcy przyjmują, że „chmura gruba” napędza „te” lawy, nie zaś „tej” lawy. Przypis w wydaniu jubileuszowym dzieł Mickiewicza z 1955 roku (t. III, Utwory dramatyczne, Czytelnik, Warszawa, 1955, s. 485) w opracowaniu Stanisława Pigonia wyjaśnia: „lawy – tutaj: masy ciemności”. Powtarza go bez zmian wydanie rocznicowe z roku 1995. Z kolei w wydaniu Biblioteki Narodowej z 2012 roku (Dziady kowieńsko-wileńskie (II, IV, I), Wrocław 2012, s. 58) w opracowaniu Janusza Skuczyńskiego, czytamy: „lawy – tu przenośnie: masy obłoków”.

Także w Słowniku języka Adama Mickiewicza pod redakcją K. Górskiego i S. Hrabeca, imponującej jedenastotomowej publikacji (Ossolineum, Wrocław 1962–1983) porządkującej wszystkie (!) słowa użyte przez Mickiewicza w jego utworach, omawiany fragment jest przytoczony nie w kontekście porównania do płynnej masy wulkanicznej (jak to ma miejsce w najsłynniejszym bodaj fragmencie Dziadów – „nasz naród jak lawa”, czy w Reducie Ordona, gdzie granat jest porównany do „bryły lawy”), lecz także w znaczeniu przenośnym, jako lawa-masa (t. IV, 1965, s. 23). Wprawdzie ani słownik Lindego (Warszawa, 1807–1814) ani słownik wileński z 1861 roku nie odnotowują takiego przenośnego użycia, ale już Słownik Języka Polskiego pod redakcją Karłowicza, Kryńskiego i Niedźwiedzkiego (Warszawa 1900–1927, t. II, s. 695) to czyni i jako przykład podaje właśnie również omawiany tutaj fragment, a także wers z Podróży do Ziemi Świętej z Neapolu Słowackiego, gdzie mamy „lawy żołnierza”(w znaczeniu „duże ilości”, „masy”) – „wierzę w zatrzymane lawy żołnierza, tam gdzie stanął Kokles”.

Przybylski jest zatem w swej interpretacji osamotniony. A jednak trudno mi uznać jednoznacznie, że się myli. Zauważmy, że opis Mickiewicza stanowi piękną, malarską wręcz wizję, rozpiętą we wszystkich czterech wymiarach i pełną symboliki. Mamy tu stronę prawą i lewą, górę oraz dół. Są one przy tym ze sobą skontrastowane, a te kontrasty mają, tak jak w malarstwie, znaczenie symboliczne. Nad bohaterem, w górze, „jak raz” widzimy gwiazdę wschodnią. To Jutrzenka, Wenus, gwiazda symbolizująca miłość. Czy to przypadek zatem, że oblubienicę dostrzega Pustelnik-Gustaw niespodzianie po stronie przeciwnej, „na dole”? Dlaczego nie po prostu „w oddali”, „na horyzoncie”, czy „w górze”, co też byłoby możliwe, bo przecież ogród znajduje się w dolinie? Nie. Mickiewicz wyraźnie zaznacza tę opozycję: „Spojrzę na dół”, czyli w stronę przeciwną, niż ta, gdzie znajduje się gwiazda miłości – miłości, której spełnienie nie będzie dane Pustelnikowi-Gustawowi. Gdy z kolei patrzymy na niebo, również widzimy kontrast. Po jednej stronie jasność – przezierający „księżyc bladawy”, po drugiej ciemność, którą tworzą, zależnie od interpretacji, lawa-mgła lub lawy-masy obłoków, czy lawy-masy ciemności. I ten kontrast jest wymowny, bo Dziady przecież to w znacznej mierze dramat o ścieraniu się sił jasności i ciemności, dobra i zła, a ich walka o duszę bohatera rozegra się szczególnie w III części.

Ogród, w którym ma miejsce scena pożegnania jest więc, jak pisze Przybylski, „jednym z najciekawszych ogrodów polskiego romantyzmu”. Nie dziwi mnie, że zauroczony nim i jego bogatą symboliką, dostrzegł eseista odrobinę więcej i nieco inaczej niż poprzednicy. Złowieszczość mgły tak przecież uwodzi i przekonuje! Giambattista Bodoni zafascynowany nią i kolekcjonujący jej opisy, po wypadku traci pamięć, pogrąża się we mgle. Patrzę na tę gęstą, mleczną watę za oknem i wiem, że to nie mgła, tylko trujący smog, który jak lawa, niesie katastrofę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz