środa, 17 kwietnia 2019

Siedlce białą nocą

W nawiązaniu do notatki o literackich Siedlcach pewien stały czytelnik zwrócił mi uwagę, że moje miasto rodzinne występuje w jeszcze jednej współczesnej polskiej powieści, mianowicie w Białej nocy miłości G. Herlinga-Grudzińskiego, opublikowanej po raz pierwszy w 1999 roku. Jej akcja toczy się w Londynie pod koniec XX wieku. Sławny reżyser teatralny Łukasz Kleban, będący u schyłku życia i zagrożony całkowitą ślepotą snuje w myślach autobiografię. Wraca pamięcią do lat dzieciństwa i młodości spędzonych w majątku Rybice pod Siedlcami, do początków swego związku z przyrodnią siostrą Urszulą. Równolegle śledzimy dwa wątki: przeżywającego swą starość Łukasza przygotowującego się do mającej uratować mu wzrok operacji, oraz przedwojenne, okupacyjne i powojenne, emigracyjne losy jego i Urszuli.


Powieść traktuje o miłości, starości, przemijaniu oraz o fenomenie pamięci, ja jednak skupię się tu wyłącznie na wątku siedleckim. Od razu da się zauważyć, że miasto zostało przez autora potraktowane zupełnie swobodnie, by nie rzec rekwizytowo. Trudno się pozbyć wrażenia, że równie dobrze mogłoby to być zupełnie inne miejsce. Żaden szczegół topograficzny, może poza położeniem na wschód od Warszawy, historyczny, czy architektoniczny nie wskazuje na autentyczne, realnie istniejące miasto będące wzorcem dla literackiego.

Szpital, w którym lekarz-konował źle składa Łukaszowi złamaną po upadku z drzewa nogę, gimnazjum, w którym Łukasz zdaje końcowe egzaminy, dworzec kolejowy, z którego odjeżdżają pociągi do Warszawy, knajpy, w których „łajdaczy się” Mateusz, ojciec Łukasza – wszystkie te obiekty wzmiankowane w książce występowały rzeczywiście w przedwojennych Siedlcach, jednak żadna nazwa ulicy, placu, kawiarni, żaden charakterystyczny rys czy szczegół nie pozwalają na ich zlokalizowanie właśnie tam. Bez jakiejkolwiek szkody dla fabuły można by osadzić akcję powieści w innym z dziesiątków podlaskich miast czy miasteczek.

Trudno też umiejscowić ewentualny pierwowzór fikcyjnych Rybic. Majątek opisany w powieści nie mógł być w każdym razie odległy od centrum miasta, gdyż bohaterowie często jeżdżą doń i zeń bryczką. Co więcej, w drugiej wersji epilogu (powieść ma dwa różne zakończenia) dowiadujemy się, że Łukasz przyjechawszy po latach na uroczystość nadania mu honorowego obywatelstwa Siedlec, udaje się do dawnego dworku, w którym obecnie znajduje się urząd gminy, na piechotę. Z drugiej strony wiadomo, że w pobliżu dawnego majątku przepływała rzeka, bo to na polanie nad nią wydarza się kluczowa scena miłosnego dramatu, mająca ważne dla dalszego rozwoju wypadków konsekwencje. Mowa też jest kilkakrotnie o młynie. W pobliżu Siedlec daje to dwie ewentualne lokalizacje: okolice Chodowa i młyn na Liwcu oraz okolice Igań i młyn nad Muchawką. Sęk w tym, że w obu przypadkach jest to jakieś osiem kilometrów od centrum miasta, a więc raczej dużo jak na spacer dla mężczyzny po osiemdziesiątce, niewidomego i od dziecka kulejącego. Rybice zatem, to również obiekt-rekwizyt, dowolny typowy dworek, w dowolnym typowym majątku, otoczony polami, lasami, nie wzorowany na żadnym konkretnym miejscu, w każdym razie nie w okolicy Siedlec.

Elementem wyróżniającym nie jest też wzmianka o społeczności żydowskiej Siedlec. Córką siedleckiego kupca żydowskiego jest kochanka Mateusza, felczerka Regina, która dogląda Łukasza po jego upadku z drzewa. Owocem ich romansu jest właśnie Urszula, przyrodnia siostra Łukasza, a później jego kochanka i żona. Nie jest to element w żaden sposób dystynktywny, gdyż Żydzi zamieszkiwali przed wojną większość miast w tej części Polski, stanowiąc często znaczny procent ludności. W tym przypadku autor popełnił jednak pewne nieścisłości, których już nie można usprawiedliwić kreacyjną swobodą.

Rozmowa, w której Łukasz dowiaduje się od rządcy Rybic Witolda, że w Siedlcach wytyczają już granice getta, jest dokładnie umiejscowiona w czasie – 1 grudnia 1939 („Pamiętał datę tego dnia, zresztą trudno ją było zapomnieć” – czytamy w powieści). Tymczasem granice getta, a właściwie dwóch odrębnych dzielnic żydowskich o charakterze otwartym, zostały wytyczone przez Niemców w Siedlcach dopiero rok później, pod koniec 1940 roku, zaś getto zamknięte (podaję za książką Edwarda Kopówki, Żydzi w Siedlcach 1850–1945 (Siedlce 2009), oraz portalem Wirtualny Sztetl), powstało w sierpniu 1941 roku.

Kolejna nieścisłość pojawia się w drugiej wersji epilogu, gdy Urszula i Łukasz przyjeżdżają do Siedlec w latach 90. aby przyjąć honorowe obywatelstwo miasta. Czytamy, że „pokazano najpierw Urszuli nową dzielnicę, zbudowaną na gruzach dawnej dzielnicy żydowskiej, później getta.” Tymczasem w Siedlcach przed wojną nie było dzielnicy żydowskiej w takim znaczeniu, jak krakowski Kazimierz, czy okolice warszawskich Nalewek. Ludność żydowska zamieszkiwała różne części miasta, oprócz kwartału, na którym w czasie wojny Niemcy stworzyli getto, również centrum miasta, ulice Pułaskiego, Sienkiewicza, Kilińskiego, a także jego obrzeża. Akurat w tej części, gdzie mieściło się w latach 1941-1942 getto zamknięte, postawiono w latach 90. kilka nowych budynków, ale na pewno trudno tu mówić o „nowej dzielnicy”. Drewniak, w którym była siedziba Judenratu, mieszczący do niedawna sklepik z używaną odzieżą i wypożyczalnię wideo został rozebrany dosłownie rok temu. Za „nową dzielnicę” na terenach zburzonych domów, w których przed wojną mieszkali Żydzi, można by od biedy uznać bloki z połowy lat 80. wzniesione przy ulicy Błonie, ale nie sądzę by ktokolwiek wpadł na pomysł pokazywania ich komukolwiek w ramach zwiedzania miasta.

I tutaj mamy zatem do czynienia z pewną umownością, rekwizytowością, sztucznością świata przedstawionego, zbudowanego jakby z gotowych klocków, z klisz. Nie wykluczam, że jest ona w pewien sposób zamierzona i wynika z charakteru powieści, która wszak nosi podtytuł Opowieść teatralna. W tym, jak przedstawione są Siedlce jest spora dawka schematyzmu i stereotypu, zresztą nie brak jej też, będę szczery, w innych warstwach powieści. Siedlce w każdym razie na tym nie zyskały. Żadna to w powieści Herlinga lokalna ojczyzna, żaden krajobraz dzieciństwa, do którego na starość się wraca wspomnieniami i za którym tęskni. Ot, prowincjonalne miasto, jakich wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz