W zasobach Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Łódzkiego znajduje się kilka numerów miesięcznika „Życie Polskie” wydawanego we Lwowie w 1914 roku przez księgarnię H. Altenberg, G. Seyfarth, E. Wende. Pismo nosi podtytuł „miesięcznik ilustrowany poświęcony literaturze, sztuce i sprawom społecznym”. Początkowo jego kierownikiem artystycznym był malarz i grafik Antoni Stanisław Procajłowicz, uczeń krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, w której studiował u Wyczółkowskiego, Stanisławskiego i Malczewskiego, ilustrator „Chimery” i „Kalendarza Robotniczego”, a od września 1914 roku żołnierz Legionów Piłsudskiego. Począwszy od numeru 4 funkcję tę przejął Wacław Zbigniew Czerny, wcześniej współpracownik i ilustrator pisma. Kierownikiem literackim zaś był pisarz i dziennikarz Stanisław Dzikowski.
Wśród redaktorów należy wymienić Alfreda Altenberga, który po ojcu Hermanie przejął potężne wydawnictwo lwowskie i był też głównym obok Ludwika Fiszera wydawcą pisma, oraz Stanisława Lama, pisarza, krytyka literackiego i wydawcę, przez niemal całe międzywojnie redaktora naczelnego jednego z największych polskich wydawnictw, firmy Trzaska, Evert i Michalski. Wśród autorów znajdziemy takie nazwiska jak Wiktor Gomulicki, Jerzy Żuławski, Czesław Jankowski, Kornel Makuszyński czy Wacław Sieroszewski.
Lwów w tamtym okresie był kwitnącym ośrodkiem polskiego życia społeczno-kulturalnego. Jak pisze znawca tematu Jerzy Jarowiecki: „Miasto wkroczyło w dwudziestolecie międzywojenne z poważnym dorobkiem literacko-artystycznym z przełomu XIX i XX wieku, miało chlubnej wartości środowisko literackie i artystyczne, teatralne, ruch wydawniczy oraz rozbudowane środowisko prasowe. Tu debiutowali twórcy, którzy stworzyli drugą formację pokolenia Młodej Polski.”
Jarowiecki przywołuje wypowiedź Tymona Terleckiego, który w 1930 roku na łamach „Słowa Polskiego” pisał: „nie było we Lwowie na przełomie dwu stuleci ucisku rzeczywistości historycznej, rzeczywistości politycznej jak w Warszawie. Z woli losu Lwów mógł być miastem bardziej zachodnim, bardziej europejskim, bardziej stołecznym niż Kraków czy Warszawa. Zamiast estetycznego eskapizmu Miriama, zamiast Wyspiańszczyzny, kompleksowego uwikłania w tradycję romantyczną, w swoiście polską problematykę literacką, Lwów tej doby charakteryzowała swoboda, wielostronna twórcza współwibracja z Europą. Nad czysty estetyzm Warszawy, nad kontynuację wieszczostwa w Krakowie, to miasto wnosi wolność intelektualną i twórczość intelektualną.”
Lwów w tamtym okresie był kwitnącym ośrodkiem polskiego życia społeczno-kulturalnego. Jak pisze znawca tematu Jerzy Jarowiecki: „Miasto wkroczyło w dwudziestolecie międzywojenne z poważnym dorobkiem literacko-artystycznym z przełomu XIX i XX wieku, miało chlubnej wartości środowisko literackie i artystyczne, teatralne, ruch wydawniczy oraz rozbudowane środowisko prasowe. Tu debiutowali twórcy, którzy stworzyli drugą formację pokolenia Młodej Polski.”
Jarowiecki przywołuje wypowiedź Tymona Terleckiego, który w 1930 roku na łamach „Słowa Polskiego” pisał: „nie było we Lwowie na przełomie dwu stuleci ucisku rzeczywistości historycznej, rzeczywistości politycznej jak w Warszawie. Z woli losu Lwów mógł być miastem bardziej zachodnim, bardziej europejskim, bardziej stołecznym niż Kraków czy Warszawa. Zamiast estetycznego eskapizmu Miriama, zamiast Wyspiańszczyzny, kompleksowego uwikłania w tradycję romantyczną, w swoiście polską problematykę literacką, Lwów tej doby charakteryzowała swoboda, wielostronna twórcza współwibracja z Europą. Nad czysty estetyzm Warszawy, nad kontynuację wieszczostwa w Krakowie, to miasto wnosi wolność intelektualną i twórczość intelektualną.”
Świetnie zapowiadające się „Życie Polskie”, gromadzące znanych autorów, bogato ilustrowane, drukowane na bardzo dobrym papierze, podzieliło los wielu innych lwowskich tytułów prasowych w tamtym czasie. Jak obliczył Jerzy Jarowiecki w wyniku wybuchu wojny liczba tytułów wydawanych we Lwowie z 238 w 1914 roku spadła do 136 w 1915, a rok później do 122. Począwszy od stycznia 1914 roku ukazało się siedem numerów miesięcznika. „Numer sierpniowy – pisał Ludwik Fiszer we Wspomnieniach starego księgarza – już się nie ukazał z powodu wybuchu wojny. Cały nakład zaginął gdzieś między Krakowem a Warszawą”. Pismo nie zostało reaktywowane po wojnie, jedynie w 1917 roku, nakładem Księgarni E. Wende i spółka w Warszawie ukazał się pod redakcją Stanisława Dzikowskiego numer pamiątkowy.
W „Życiu Polskim” obok artykułów o tematyce krajoznawczo-historycznej, „pamiątek krajowych”, jak wówczas mówiono, znalazły się teksty popularnonaukowo-podróżnicze, np. reportaż A. Dobrowolskiego z wyprawy na biegun południowy (nr 1), reportaż o budowie kolei w Afryce (nr 3), czy artykuł prezentujący badania Marii Skłodowskiej-Curie nad radem (nr 1), a także teksty prezentujące sylwetki polskich artystów np. Konrada Krzyżanowskiego (nr 6), Teodora Axentowicza, czy aktora Ludwika Solskiego. W każdym numerze zamieszczona była kronika teatralna, informacje o wystawach sztuki oraz przegląd nowości wydawniczych. W odcinkach drukowano powieść Jerzego Żuławskiego Profesor Butrym, oraz cykl Wycinanki warszawskie Kazimierza Wroczyńskiego. Pojawiły się także fragmenty pamiętników Wojciecha Kossaka (nr 2) oraz Stanisława Augusta Poniatowskiego (nr 7). W piśmie znalazła się też spora ilość materiałów o charakterze etnograficzno-historycznym, na przykład cały numer 2 został poświęcony tańcom i zabawom, a numer kwietniowy zwyczajom wielkanocnym.
Na łamach miesięcznika poświęcono dużo miejsca Warszawie. W numerze 3 znalazł się tekst Czesława Jankowskiego zatytułowany Warszawa wczoraj – dziś – jutro, wydany zresztą zaraz potem jako oddzielna broszurka. Czesław Jankowski (1857-1929), wilnianin z urodzenia, pisarz, publicysta, krytyk, dziennikarz, tłumacz, historyk, krajoznawca i działacz społeczny był niezwykle płodnym autorem o szerokich zainteresowaniach. W jego biogramie zamieszczonym w „Polskim Słowniku Biograficznym” (Maria Stokowa, Czesław Jankowski, PSB, t. X, Ossolineum 1962-1964, s. 533-534) czytamy, że półwiekowy dorobek pisarski Jankowskiego obejmował ponad 3 tys. publikacji! Warto spośród nich wymienić zbiór szkiców i tekstów krytycznych zatytułowany Na marginesie literatury. Szkice i wrażenia (Kraków, 1906), reportaż Po Europie. Kartki z podróży (Warszawa, 1893). Artykuł w „Życiu Polskim” jest ilustrowany unikatowymi zdjęciami stolicy autorstwa Stanisława Nofok-Sowińskiego, którego prace można obecnie oglądać w Muzeum Warszawy.
Ponadto w „Życiu Polskim” varsavianiści znajdą artykuł o rynku automobilowym w Warszawie (nr 6), ciekawy tekst Mieczysława Rulikowskiego Reduty i maskarady warszawskie traktujący o balach maskowych i zabawach w stolicy w XVIII i początkach XIX wieku (nr 2) oraz szkice Wiktora Gomulickiego: na temat zwyczajów wielkanocnych (nr 4), gier towarzyskich w epoce staropolskiej (nr 6), historii szachów (nr 7) oraz stanu stołecznego rynku antykwarycznego. W jubileuszowym numerze z 1917 roku ukazał się natomiast tekst Gomulickiego na temat Zamku Królewskiego.
W numerze 6 znajduje się artykuł Jana Kleczyńskiego o Konradzie Krzyżanowskim. Według bibliografii zestawionej przez monografistkę twórczości Krzyżanowskiego Liję Skalską-Miecik jest to pierwszy poważniejszy tekst prezentujący sylwetkę malarza i jego twórczość. Obok informacji biograficznych oraz żywiołowej i pełnej zachwytu analizy jego obrazów znajdziemy tu ogólniejsze uwagi o ruchu młodopolskim, a także, co szczególnie interesujące, dygresje o „polskim piekiełku”, zaściankowości oraz odwiecznym i aktualnym także dziś problemie opierania się i ulegania modom i pokusom komercji w sztuce. Oto próbka stylu w jakim Kleczyński pisze o malarstwie Krzyżanowskiego:
„Artysta zabiera, zdobywa cudzą fizjonomię sobie i sztuce polskiej na własność gestami szczerego okrutnika, który ani myśli oszczędzać modela. Taki jesteś – niema rady! – zdaje się mówić, lwimi rzutami pędzla wydobywając na płótnie twój portret, śmiały człecze, który chciałeś mieć miłą pamiątkę rodzinną z własnej podobizny. Jeśli masz zdecydowany charakter w twarzy, to będziesz go miał na portrecie na pewno. Jeżeli masz duszę, to ona tak do ciebie przemówi z obrazu, że zdziwisz się własnej głębi. Ale biada ci, jeżeli masz fizjonomję mdłą, jeżeli masz paskudny charakter, złe oczy, grubiańskie serce. To wszystko zobaczysz na portrecie, choćbyś Konrada Krzyżanowskiego znał przez parę godzin zaledwie. Zamówić u niego portret to poddać egzaminowi nieomylnego psychologa własną duszę. Z obrazu dojrzysz, coś wart, na coś zasłużył.”
W końcowym akapicie artykułu Kleczyński wyraził swe przypuszczenia i życzenia co do dalszego rozwoju twórczości malarza. „Przypuszczam, – pisze – że Krzyżanowski, nieubłagany psycholog i poszukiwacz silnych typów, da nam kiedyś dzieła o wstrząsającej wymowie – już nie portrety, ale tragiczne, szerokie kompozycje o jemu tylko właściwym rozmachu. Czy znajdzie tam swój wyraz historja? Być może. Upoważnia do tego wniosku „Jan Kazimierz”, tak mocno pomyślany przez Krzyżanowskiego. Ale osobiście bym wolał, żeby go „wzięło” życie współczesne. Ono czeka cierpliwie, bogate w straszliwe doświadczenia, na swego wyraziciela.” Autor mylił się. Krzyżanowskiego nie wzięła ani „historia”, ani „życie współczesne”. Aż do swej przedwczesnej śmierci w 1922 roku pozostał, używając terminologii Kleczyńskiego, „psychologiem”, coraz wnikliwszym, czulszym i bardziej wyrozumiałym, ale nieodmiennie szczerym.
* * *
Korzystałem z artykułu Jerzego Jarowieckiego, Czasopisma literackie i społeczno-kulturalne we Lwowie w latach 1918-1939, „Rocznik Historii Prasy Polskiej”, t. XI (2008), z. 1-2 (21-22), s. 16-34.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz