W XIX wieku zaczyna się dużo mówić o nerwach, nerwowych zaburzeniach i zdrowiu psychicznym. Począwszy od romantyków literatura eksploruje ludzką psychikę, a pod koniec stulecia rodzi się psychologia jako odrębna dyscyplina wiedzy. Widać to również na przykładzie Lalki, w której – jak zauważył H. Markiewicz – „dokonuje się „psychologizacja” powieści polskiej – wyraźny zwrot wyobraźni pisarskiej ku wnętrzu psychicznemu postaci.”
Psychoanalitycznej interpretacji postaci Wokulskiego dokonał już w 1986 roku Jan Tomkowski w artykule o wymownym tytule Neurotyczni bohaterowie powieści Prusa, jednak o dolegliwościach samego autora wspominał tam bardzo oględnie. Tomkowski jednak nie był pierwszy. Półtorej dekady wcześniej L. B. Grzeniewski w szkicu Ze snu sen wymieniał teksty Stefana Borowieckiego Lęki sytuacyjne Bolesława Prusa oraz Henryka Góralskiego Życie pełne lęków. Sam Grzeniewski zadał wprawdzie pytanie: „w jakim stosunku pozostaje ta cząstka przeżyć Wokulskiego do psychofizycznej struktury autora Lalki” i zacytował opinię lekarza neurologa, że Prus bez wątpienia był „typem neuropatycznym”, jednak zagadnienia tego nie rozwijał. „Odcinam sobie – pisał – tę ścieżkę interpretacyjną (…) nie chcę w to wnikać.” Deklaracja ta pokazuje skalę zmian jaka zaszła w naszym stosunku do tego typu biograficzno-interpretacyjnych dociekań.
Gdy teraz czytam Lalkę odnotowuję też (z pewną zgrozą), że Rzecki ma 40 lat. 40 lat?! Przecież nazywany jest w powieści „starym subiektem”! „Mój stary” – mawia do niego Wokulski. Wirski przedstawia go gosposi pani Stawskiej: „przecież widzisz, że stary”, a Lisiecki złośliwie komentuje: „pańska siwizna i gderliwy charakter są owocami starości, którą chciałbym uszanować.” Starość? 40 lat? A jednak. Pod koniec pierwszego rozdziału czytamy: „Ani ciekawość ogółu, ani fizyczne i duchowe zalety trzech subiektów, ani nawet ustalona reputacja sklepu może nie uchroniłyby go od upadku, gdyby nie zawiadował nim czterdziestoletni pracownik firmy, przyjaciel i zastępca Wokulskiego, pan Ignacy Rzecki”.
Coś tu jednak, przyznajmy, nie gra. Rzecki trafia do sklepu Mincla po śmierci ojca, w 1840 roku jako mały chłopak, ma wtedy osiem, może dziesięć, niechby nawet dwanaście lat. A zatem w roku 1878, gdy toczy się akcja powieści, miałby nie 40, lecz około 48-50 lat. To by się zgadzało z uwagą poczynioną przez Wirskiego, gdy Rzecki perswaduje mu by nie wchodził w drogę Wokulskiemu i Stawskiej. Młoda z młodym – mówi Rzecki – „prędzej porozumie się, aniżeli z nami starymi”. „Za pozwoleniem! – przerywa mu wówczas Wirski – Mężczyzna pięćdziesięcioletni nie jest starym, jest dopiero dojrzałym”. „Jak jabłko, które już spada”, konkluduje wtedy, proroczo niestety, Rzecki.
Może więc chodzi nie o wiek metrykalny, lecz o staż pracy – czterdziestoletni pracownik firmy, bo przepracował czterdzieści lat w sklepie Mincla-Wokulskiego. Też nie, bo od 1840 roku mija 38 lat, a Rzecki miał przecież pięcioletnią przerwę. W 1848 brał udział w Węgierskiej Wiośnie Ludów, potem był na emigracji, a później w areszcie w Zamościu, skąd dopiero w 1853 wyciągnął go Jan Mincel. Czyli przepracował w sklepie tylko 33 lata. Pomyłka autora? A może świadomy zabieg? Zauważmy przy tym, że według danych metrykalnych Rzecki nie jest tak znowu dużo starszy od Wokulskiego, którego wiek 45 lat znamy dokładnie z rozmowy z doktorem Szumanem oraz z Ochockim. A jednak różnicę między nimi odczuwamy w powieści znacząco, i takie jest też, zdaje się, zamierzenie autora. Energiczny, młodzieńczy, imponujący witalnością Wokulski i stary, posiwiały, zdziwaczały Rzecki, w rzeczywistości starszy od przyjaciela tylko o kilka lat.
Czy jednak takie rozbieżności między rzeczywistością metrykalną a naszą percepcją nie są czymś naturalnym i czy nie znamy ich z codziennego doświadczenia? Przy tej okazji zauważamy o wiele szersze, fascynujące zagadnienie. Otóż w Lalce pełno jest podobnych świadectw zniekształcenia odbioru świata, iluzji i błędnych mniemań co do rzeczywistości. W jakimś stopniu stanowią one element napędzający całą akcję powieści. Wokulski ma złudzenia co do uczuć Izabeli, Rzecki zaś co do motywacji Wokulskiego. Izabela nie podejrzewa, że Wokulski nauczył się angielskiego, Rzecki jest przekonany, że Mraczewski został zwolniony z powodu krytycznych uwag na temat socjalizmu, Łęcki myśli, że Wokulski obraził się o wypomnienie mu kupna kamienicy, książę zaś sądzi, że Wokulski jest wzruszony jego wizytą, gdy tymczasem ten kipi ze złości, bo przepadł mu spacer w Łazienkach, na którym Izabela pojawi się tym razem z przychylną mu prezesową. W Paryżu Wokulski ucieka z seansu Palmieriego, który zahipnotyzował młodzieńca i wmówił mu, że owinięta ręcznikiem łopatka to piękna kobieta. „Wszystko jest kłamstwem!” – panikuje Wokulski, a Izabela jawi mu się jako „złudzenie oczarowanych zmysłów”. Itd. itd. W końcówce powieści nikt już nie wie nic pewnego i wszyscy opierają się na domysłach, wiadomościach z drugiej ręki i plotkach.
Lalka jest zatem powieścią pokazującą jak nasze oglądy rzeczywistości są rozbieżne i nieprzystające do siebie, jak opierają się na błędnych osądach, plotkach, złudzeniach. Jakże powieść Prusa jest w tym współczesna! Jerzy Sosnowski w tekście Linki do Lalki podsumowuje to następująco: „Lalka mówi w gruncie rzeczy o tym, że z rzeczywistością kontaktujemy się jedynie poprzez opowieści o niej, a idea, by sprowadzić rozmaite jej oglądy do bezosobowego, obiektywnego mianownika faktów, stanowi mrzonkę. Zwłaszcza, że nie do końca wiarygodne są informacje pochodzące nie tylko od poszczególnych bohaterów, ale również od fundującego tradycyjny świat przedstawiony trzecioosobowego narratora”.
Nie zmienia to w każdym razie faktu, że ów świat przedstawiony Lalki traktujemy równocześnie jako kopalnię informacji o epoce i rzeczywistości Warszawy lat 70. XIX wieku. Dlatego odnotowuję też tym razem uwagę o karbunkule, od którego zmarł Franz Mincel krótko po tym jak Rzecki wrócił z tułaczki. Karbunkuły to dawna nazwa czyraka mnogiego, paskudnej choroby skórnej, ale też określnie kamieni szlachetnych, rubinów – pisałem o tej dwoistości na blogu już wcześniej, w notatce na temat twórczości Charlesa Nodiera, nie wiedząc wtedy, że dolegliwość ta mogła mieć skutki śmiertelne.
Do tego jednak przy ówczesnym stanie higieny i wiedzy medycznej nie potrzeba było wiele. Nieudany zabieg nastawienia ścięgna, który wykonuje Karol w Pani Bovary, kończy się przecież gangreną i koniecznością amputacji całej nogi. Zwykłe przeziębienie mogło się łatwo przerodzić w zapalenie płuc albo gruźlicę. Ilość chorób jaka czyhała na ludzi w XIX wieku jest porażająca. W Lalce wymienia się ich mnóstwo: suchoty, choroby weneryczne, kamienie nerkowe, tyfus, dżuma, cholera, żółta febra, nie mówiąc o dolegliwościach pomniejszych związanych z zębami (fluksja), przewodem pokarmowym, wzrokiem, wynikających z fatalnych warunków bytowych, marnego stanu higieny i niewłaściwego odżywiania, które były troską pozytywistów, w tym samego Prusa, który zdrowiu publicznemu poświęcał w swej publicystyce wiele miejsca.
Czasem naprawdę ciężko sobie wyobrazić, jak ludzie w ogóle wówczas żyli, nie znając antybiotyków, witamin, suplementów, leków przeciwbólowych, nasercowych i antydepresantów. W roli tych ostatnich sprawdzały się przynajmniej środki o długiej tradycji, jak na przykład niedzielne śniadanie Rzeckiego: „kieliszek anyżówki i śledź przy bufecie, a do stołu porcyjka flaków i ćwiartka porteru – oto bal!”. Stary subiekt wraz z rozwojem akcji powieści niestety sięga po nie coraz częściej: „A jeżeli dzisiaj lubię wieczorem wstąpić na piwo, czego nigdy nie robiłem, i nawet siedzę w knajpie do pół nocy, to po prostu robię to ze zmartwienia.”
I tu znowu, jak w przypadku Wokulskiego, postrzegam stany psychiczne Rzeckiego przez pryzmat wiedzy o autorze. Poczucie humoru starego subiekta, jego ironia były tym, co stanowiło dla mnie dotąd esencję tej postaci. Teraz zauważam, że raczej świadectwa jego melancholii przykuwają moją uwagę. Na przykład gdy Rzecki wystawia z szafy mechaniczne zabawki i nakręciwszy wszystkie, patrzy jak poruszają się po stole.
„- Hi! hi! hi dokąd wy jedziecie, podróżni?... Dlaczego narażasz kark, akrobato?... Co wam po uściskach, tancerze?... Wykręcą się sprężyny i pójdziecie na powrót do szafy. Głupstwo, wszystko głupstwo!... a wam, gdybyście myśleli, mogłoby się zdawać, że to jest coś wielkiego!... Po takich i tym podobnych monologach szybko składał zabawki i rozdrażniony chodził po pustym sklepie, a za nim jego brudny pies. „Głupstwo handel… głupstwo polityka… głupstwo podróż do Turcji… głupstwo całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy… Gdzież prawda?...”
W ilustracji tej notatki wykorzystałem fragment drzeworytu autorstwa Józefa i Zygmunta Kotlarczyków z 1954 roku, który wraz z innymi ilustracjami do Lalki udostępnia Zielonogórska Biblioteka Cyfrowa.
Psychoanalitycznej interpretacji postaci Wokulskiego dokonał już w 1986 roku Jan Tomkowski w artykule o wymownym tytule Neurotyczni bohaterowie powieści Prusa, jednak o dolegliwościach samego autora wspominał tam bardzo oględnie. Tomkowski jednak nie był pierwszy. Półtorej dekady wcześniej L. B. Grzeniewski w szkicu Ze snu sen wymieniał teksty Stefana Borowieckiego Lęki sytuacyjne Bolesława Prusa oraz Henryka Góralskiego Życie pełne lęków. Sam Grzeniewski zadał wprawdzie pytanie: „w jakim stosunku pozostaje ta cząstka przeżyć Wokulskiego do psychofizycznej struktury autora Lalki” i zacytował opinię lekarza neurologa, że Prus bez wątpienia był „typem neuropatycznym”, jednak zagadnienia tego nie rozwijał. „Odcinam sobie – pisał – tę ścieżkę interpretacyjną (…) nie chcę w to wnikać.” Deklaracja ta pokazuje skalę zmian jaka zaszła w naszym stosunku do tego typu biograficzno-interpretacyjnych dociekań.
Gdy teraz czytam Lalkę odnotowuję też (z pewną zgrozą), że Rzecki ma 40 lat. 40 lat?! Przecież nazywany jest w powieści „starym subiektem”! „Mój stary” – mawia do niego Wokulski. Wirski przedstawia go gosposi pani Stawskiej: „przecież widzisz, że stary”, a Lisiecki złośliwie komentuje: „pańska siwizna i gderliwy charakter są owocami starości, którą chciałbym uszanować.” Starość? 40 lat? A jednak. Pod koniec pierwszego rozdziału czytamy: „Ani ciekawość ogółu, ani fizyczne i duchowe zalety trzech subiektów, ani nawet ustalona reputacja sklepu może nie uchroniłyby go od upadku, gdyby nie zawiadował nim czterdziestoletni pracownik firmy, przyjaciel i zastępca Wokulskiego, pan Ignacy Rzecki”.
Coś tu jednak, przyznajmy, nie gra. Rzecki trafia do sklepu Mincla po śmierci ojca, w 1840 roku jako mały chłopak, ma wtedy osiem, może dziesięć, niechby nawet dwanaście lat. A zatem w roku 1878, gdy toczy się akcja powieści, miałby nie 40, lecz około 48-50 lat. To by się zgadzało z uwagą poczynioną przez Wirskiego, gdy Rzecki perswaduje mu by nie wchodził w drogę Wokulskiemu i Stawskiej. Młoda z młodym – mówi Rzecki – „prędzej porozumie się, aniżeli z nami starymi”. „Za pozwoleniem! – przerywa mu wówczas Wirski – Mężczyzna pięćdziesięcioletni nie jest starym, jest dopiero dojrzałym”. „Jak jabłko, które już spada”, konkluduje wtedy, proroczo niestety, Rzecki.
Może więc chodzi nie o wiek metrykalny, lecz o staż pracy – czterdziestoletni pracownik firmy, bo przepracował czterdzieści lat w sklepie Mincla-Wokulskiego. Też nie, bo od 1840 roku mija 38 lat, a Rzecki miał przecież pięcioletnią przerwę. W 1848 brał udział w Węgierskiej Wiośnie Ludów, potem był na emigracji, a później w areszcie w Zamościu, skąd dopiero w 1853 wyciągnął go Jan Mincel. Czyli przepracował w sklepie tylko 33 lata. Pomyłka autora? A może świadomy zabieg? Zauważmy przy tym, że według danych metrykalnych Rzecki nie jest tak znowu dużo starszy od Wokulskiego, którego wiek 45 lat znamy dokładnie z rozmowy z doktorem Szumanem oraz z Ochockim. A jednak różnicę między nimi odczuwamy w powieści znacząco, i takie jest też, zdaje się, zamierzenie autora. Energiczny, młodzieńczy, imponujący witalnością Wokulski i stary, posiwiały, zdziwaczały Rzecki, w rzeczywistości starszy od przyjaciela tylko o kilka lat.
Czy jednak takie rozbieżności między rzeczywistością metrykalną a naszą percepcją nie są czymś naturalnym i czy nie znamy ich z codziennego doświadczenia? Przy tej okazji zauważamy o wiele szersze, fascynujące zagadnienie. Otóż w Lalce pełno jest podobnych świadectw zniekształcenia odbioru świata, iluzji i błędnych mniemań co do rzeczywistości. W jakimś stopniu stanowią one element napędzający całą akcję powieści. Wokulski ma złudzenia co do uczuć Izabeli, Rzecki zaś co do motywacji Wokulskiego. Izabela nie podejrzewa, że Wokulski nauczył się angielskiego, Rzecki jest przekonany, że Mraczewski został zwolniony z powodu krytycznych uwag na temat socjalizmu, Łęcki myśli, że Wokulski obraził się o wypomnienie mu kupna kamienicy, książę zaś sądzi, że Wokulski jest wzruszony jego wizytą, gdy tymczasem ten kipi ze złości, bo przepadł mu spacer w Łazienkach, na którym Izabela pojawi się tym razem z przychylną mu prezesową. W Paryżu Wokulski ucieka z seansu Palmieriego, który zahipnotyzował młodzieńca i wmówił mu, że owinięta ręcznikiem łopatka to piękna kobieta. „Wszystko jest kłamstwem!” – panikuje Wokulski, a Izabela jawi mu się jako „złudzenie oczarowanych zmysłów”. Itd. itd. W końcówce powieści nikt już nie wie nic pewnego i wszyscy opierają się na domysłach, wiadomościach z drugiej ręki i plotkach.
Lalka jest zatem powieścią pokazującą jak nasze oglądy rzeczywistości są rozbieżne i nieprzystające do siebie, jak opierają się na błędnych osądach, plotkach, złudzeniach. Jakże powieść Prusa jest w tym współczesna! Jerzy Sosnowski w tekście Linki do Lalki podsumowuje to następująco: „Lalka mówi w gruncie rzeczy o tym, że z rzeczywistością kontaktujemy się jedynie poprzez opowieści o niej, a idea, by sprowadzić rozmaite jej oglądy do bezosobowego, obiektywnego mianownika faktów, stanowi mrzonkę. Zwłaszcza, że nie do końca wiarygodne są informacje pochodzące nie tylko od poszczególnych bohaterów, ale również od fundującego tradycyjny świat przedstawiony trzecioosobowego narratora”.
Nie zmienia to w każdym razie faktu, że ów świat przedstawiony Lalki traktujemy równocześnie jako kopalnię informacji o epoce i rzeczywistości Warszawy lat 70. XIX wieku. Dlatego odnotowuję też tym razem uwagę o karbunkule, od którego zmarł Franz Mincel krótko po tym jak Rzecki wrócił z tułaczki. Karbunkuły to dawna nazwa czyraka mnogiego, paskudnej choroby skórnej, ale też określnie kamieni szlachetnych, rubinów – pisałem o tej dwoistości na blogu już wcześniej, w notatce na temat twórczości Charlesa Nodiera, nie wiedząc wtedy, że dolegliwość ta mogła mieć skutki śmiertelne.
Do tego jednak przy ówczesnym stanie higieny i wiedzy medycznej nie potrzeba było wiele. Nieudany zabieg nastawienia ścięgna, który wykonuje Karol w Pani Bovary, kończy się przecież gangreną i koniecznością amputacji całej nogi. Zwykłe przeziębienie mogło się łatwo przerodzić w zapalenie płuc albo gruźlicę. Ilość chorób jaka czyhała na ludzi w XIX wieku jest porażająca. W Lalce wymienia się ich mnóstwo: suchoty, choroby weneryczne, kamienie nerkowe, tyfus, dżuma, cholera, żółta febra, nie mówiąc o dolegliwościach pomniejszych związanych z zębami (fluksja), przewodem pokarmowym, wzrokiem, wynikających z fatalnych warunków bytowych, marnego stanu higieny i niewłaściwego odżywiania, które były troską pozytywistów, w tym samego Prusa, który zdrowiu publicznemu poświęcał w swej publicystyce wiele miejsca.
Czasem naprawdę ciężko sobie wyobrazić, jak ludzie w ogóle wówczas żyli, nie znając antybiotyków, witamin, suplementów, leków przeciwbólowych, nasercowych i antydepresantów. W roli tych ostatnich sprawdzały się przynajmniej środki o długiej tradycji, jak na przykład niedzielne śniadanie Rzeckiego: „kieliszek anyżówki i śledź przy bufecie, a do stołu porcyjka flaków i ćwiartka porteru – oto bal!”. Stary subiekt wraz z rozwojem akcji powieści niestety sięga po nie coraz częściej: „A jeżeli dzisiaj lubię wieczorem wstąpić na piwo, czego nigdy nie robiłem, i nawet siedzę w knajpie do pół nocy, to po prostu robię to ze zmartwienia.”
I tu znowu, jak w przypadku Wokulskiego, postrzegam stany psychiczne Rzeckiego przez pryzmat wiedzy o autorze. Poczucie humoru starego subiekta, jego ironia były tym, co stanowiło dla mnie dotąd esencję tej postaci. Teraz zauważam, że raczej świadectwa jego melancholii przykuwają moją uwagę. Na przykład gdy Rzecki wystawia z szafy mechaniczne zabawki i nakręciwszy wszystkie, patrzy jak poruszają się po stole.
„- Hi! hi! hi dokąd wy jedziecie, podróżni?... Dlaczego narażasz kark, akrobato?... Co wam po uściskach, tancerze?... Wykręcą się sprężyny i pójdziecie na powrót do szafy. Głupstwo, wszystko głupstwo!... a wam, gdybyście myśleli, mogłoby się zdawać, że to jest coś wielkiego!... Po takich i tym podobnych monologach szybko składał zabawki i rozdrażniony chodził po pustym sklepie, a za nim jego brudny pies. „Głupstwo handel… głupstwo polityka… głupstwo podróż do Turcji… głupstwo całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy… Gdzież prawda?...”
* * *
"Lalkę" czytam może nie co kilka, ale co kilkanaście lat. W tej chwili słucham jej w znakomitej wersji audio i, usłyszawszy fragment o "czterdziestoletnim pracowniku firmy" również zadumałem się nad wiekiem "starego subiekta".
OdpowiedzUsuńAkcja powieści zaczyna się w 1878 roku, zatem określenie "czterdziestoletni pracownik firmy", musiałoby oznaczać, że Rzecki urodził się w 1838 r., zatem biorąc udział w Powstaniu Węgierskim w 1848 roku, miał... 10 lat. Wydaje się oczywiste, że musiał mieć 18 - 20 lat. Zatem "czterdziestoletni pracownik firmy", to istotnie określenie stażu pracy Rzeckiego. Jeśli więc w 1848 r. Rzecki miał 18-20 lat, to w 1878 musiał mieć 48-50 lat. Autor artykułu do identycznego wyniku doszedł na podstawie nieco innych przesłanek. Można zatem uznać, że "stary subiekt", będący w rzeczywistości niemal rówieśnikiem Wokulskiego, według dzisiejszych standardów był mężczyzną w sile wieku. :)