W wieku szczenięcym wielbiłem
wrzosowisk i puszcz święte głębie:
w ludziach raziła mnie płytkość.
Toteż gdym zaczął wierszować
natychmiast wzięli mnie pod skrzydła
Hardy; Thomas i Frost.
(tłum. S. Barańczak)
Thomas cierpiał na melancholię , a lekarstwa na nią szukał w obcowaniu z naturą. Zachwycał się wiejskimi krajobrazami Anglii, był zapalonym wędrowcem. „Nosił jasnobrązowy tweedowy garnitur, – pisze M. Hollis – stary wypłowiały od słońca i dość luźny, który, jak lubił mówić, pachniał psem ilekroć przemókł. Z niewiarygodnie głębokich kieszeni marynarki wyciągał mapy, jabłka, gliniane fajki, zdawałoby się bez końca, jak magik swoje chustki.”
Edward Thomas z córką Merfyn przed domem w Bearsted, 1902, źródło: Edward Thomas Fellowship |
Zamiłowanie do włóczęgi po wiejskich drogach znalazło wyraz w jego twórczości. Thomas jest określany jako „poeta natury i krajobrazu”. W szkicu Z dziennika angielskich pól i lasów opublikowanym w 1895 roku w zbiorze Woodland Life pięknie pisze o deszczu, mgle, ptakach, korze drzew, żywopłotach, starych sadach, wiejskich domach, polach, pastwiskach i owcach, o potokach, strumieniach, starych sosnach, drewnianych płotach i skrzypiących furtkach, tyczkach fasoli, kwiatach, wzgórzach i zarysach gór w oddali, topolach i jesionach...
„W kwietniu, pośród kwitnących jabłoni, właśnie tutaj – czytamy w szkicu Ta Anglia – usłyszałem nawet nie pierwszą kukułkę, lecz trwające cały dzień chóralne kukanie. Tutaj nocny wiatr unosił strzępki dalekiej, pierwszej piosenki słowika. Tutaj po raz pierwszy zobaczyłem kwitnące głogi. Zostałem tu aż do początku maja, kiedy zaczęły one pokrywać żywopłoty grubą otuliną i choć nie padało, okolica wyglądała cudownie. Tutaj przeżyłem pełnię lata; było rześko i promiennie, a przy tym upalnie i bezdeszczowo, kwitły białe i różowe róże, bujnie krzewiły się paprocie, słychać było ostatnie i najpiękniejsze ptasie trele — melodie kosa i kapturki. Przyszedł sierpień i znów przez wiele dni nie padało, żniwa były udane i długo suszone na słońcu zboże teraz zbierano i układano w snopki ku uciesze ludzi i gawronów. Gawrony cały dzień krakały nad polami pszenicy, w głębokich i miłych tonach, na głosy albo wszystkie razem, zadowolone, nieomal jak stado beczących baranów, i ciągnęło się to aż do późnego wieczora. Słońce stale przygrzewało — niebo bywało bezchmurne, kiedy indziej pokryte delikatną, rozpyloną wysoko mgiełką, czasami zaś majestatycznie wypływały na nie przesuwające się białe góry. W końcu niemal całkowicie zasnuwało się gęstym kirem, wysyłało swoje siarczane pogróżki, które nie miały się jednak spełnić”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz