poniedziałek, 21 marca 2022

Doktor Jerzy Stempowski i poziomki z Zarzecza

Opublikowany kilka miesięcy temu pierwszy z trzech zamierzonych tomów korespondencji Marii Dąbrowskiej i Stanisława Stempowskiego w opracowaniu Ewy Głębickiej, obejmujący lata 1924-1930, przynosi wiele drobnych szczegółów biograficznych dotyczących Jerzego Stempowskiego. Nie wnoszą one wprawdzie niczego nowego do wiedzy o pisarzu, ale wzbogacają ją i uzupełniają o rozmaite detale przybliżające postać Niespiesznego Przechodnia. W korespondencji tej, będącej wszechstronną panoramą relacji miłosnej i intelektualnej Marii Dąbrowskiej i Stanisława Stempowskiego postać Jerzego, zwanego tu przeważnie „Serafinem”, pojawia się, co naturalne, jedynie w tle, gdy omawiane są sprawy codzienne, domowe, rodzinne albo plany podróży. Wzmianki o synu w listach Stanisława pozwalają uściślić niektóre aspekty chronologiczne biografii eseisty, dają pewne wskazówki co do jego charakteru i osobowości, ale przede wszystkim pokazują jego silną więź z ojcem.

W połowie lat 20., jak pisze Andrzej S. Kowalczyk w książce Niespieszny przechodzień i paradoksy (Wrocław, 1997), „związek Jerzego z ojcem, rozluźniony przez długoletnią rozłąkę, zresztą nigdy zbyt silny, teraz się zacieśnia.” „Nie mogliśmy się nagadać – cytuje Kowalczyk niepublikowany list Stanisława Stempowskiego do żony z 1924 roku – i nacieszyć się tym nowym porywem ciekawości wzajemnej i przyjaźni, jaki nas ogarnął. (…) [Jerzy] odsłonił mi się po raz pierwszy do cna i mogłem zajrzeć w tę boleśnie samotną i bardzo smutną duszę, na której dnie z radosnym zdumieniem odkryłem zapalone i starannie pielęgnowane odblaski wszystkiego tego, co z nas od dzieciństwa wchłonął, a co zdawało się mi odbijać odeń jak groch od ściany.” Jeden z takich „odblasków” – odwołanie się do wspólnego wspomnienia o Annie Csilag i prezydencie Transwalu Krugerze próbowałem kiedyś tu opisać.

Z omawianej korespondencji wyłania się obraz wzajemnej troski i zainteresowania. Jerzy towarzyszy ojcu w podróżach do Jaworza, do Zarzecza, odwozi go i przywozi do Warszawy, odwiedza na Polnej, gości na Siennej. „Te dwa dni bywał u mnie Serafin”; „Dzięki troskliwości Serafina i jego pomysłowości w podróży mieliśmy osobny zamknięty przedział i całą noc leżałem”; „Gdyby Pani Najmilszej trzeba było cośkolwiek załatwić w Warszawie, to proszę pisać do Jurka, on chętnie wszystko zrobi.”; „Serafin, który 10 VIII spodziewa się otrzymać urlop, wybiera się mnie „odwozić”, ale go przekonuję, żeby jechał tu odpocząć na wsi, a ja już o tyle jestem samodzielny, że dam sobie radę.”

Szczególnie warte odnotowania, zwłaszcza w kontekście rozpowszechnionej opinii o Jerzym Stempowskim jako zdystansowanym do najbliższych samotniku, są rodzinne wakacje rok w rok wspólnie spędzane w Zarzeczu koło Włodzimierza Wołyńskiego, gdzie niewielkim gospodarstwem zarządzał Hubert Stempowski i gdzie mieszkała też od czasu rozstania ze Stanisławem Maria Stempowska. „Są tu psy (…) – pisze Stempowski do Dąbrowskiej 18 lipca 1926 – Istne potwory, którymi Jurek nacieszyć się nie może, a w tej chwili z wielką pieczołowitością pod oknem moim kąpie i wyczesuje z pasożytów. Raduje mnie ten rys psiego samarytanizmu w intelektualiście.” „Tu upały straszliwe. Chodzimy z Jurkiem półnago. On wysmaża się na słońcu i jest jak Arab na całym ciele”. 16 sierpnia 1928 zaś Stempowski donosi Dąbrowskiej: „Jest jeszcze Serafin, który w oczach tyje od czereśni, śmietanki i klusek z serem.” Swoją drogą musiał być z Jerzego Stempowskiego smakosz, do tego dość wybredny (a może alergik?).

Gdy pod koniec lata 1929 roku, Dąbrowska wyjechała do Gdyni, Jerzy w konsekwencji, jak to ujmuje Stanisław, „zmowy” z nią, przeniósł się do mieszkania na Polną, by być blisko stale mającego kłopoty z sercem ojca. Dąbrowska dawała wówczas Stanisławowi w liście następujące instrukcje: „Co do obiadów, przejrzyj mój spis i dodaj nieco obiadów bez jajka, lub tam, gdzie jest omlet czy coś w tym rodzaju – dodaj coś osobno dla Jurka, najlepiej makaron z pomidorami lub kluseczki z serem. Co do konfitur, to każ Władzi odszukać słój z napisem „poziomki z Zarzecza” i te dawaj Jurkowi – będzie to najsprawiedliwsze ich użycie. Tylko przed podaniem każ zawsze Władzi zagrzać przeznaczoną do jedzenia porcję z odrobinką wody, gdyż są bardzo gęste – zresztą sam zobacz. (…) Dla Jurka niech kupuje polędwicę i może jakie wędzone ryby? (…)”

Mimo obaw Dąbrowskiej panowie znakomicie dawali sobie radę. „Jurek mieszka w stołowym pokoju – relacjonuje Stanisław pisarce 15 września – i na obiady o 3-ej przychodzi, ale niezbyt mnie zamęcza, gdyż mało go widuję: chodzi do biura, na plażę, na konwentykle, a także czyta i pisze, gdy jest w domu i chwali sobie stół i lampę w stołowym pokoju.” „Pytałaś jak żyjemy z Serafinem. – informuje dwa dni później – Jest dla mnie dobry, widuję go tak samo nieczęsto jak i wtedy, gdy był na Siennej. Rano i czasem przy obiedzie. Wieczorami znów późno wraca, gdyż powróciły już Wichuny (…). O ile siedzi, to czyta do swojej pracy o Benda i robi notatki. W stołowym pokoju pełno książek, które poprzynosił.”

Biuro o którym wzmiankuje Stanisław to posada w Państwowym Banku Rolnym, gdzie Jerzy Stempowski pracował od połowy 1929 roku aż do wybuchu wojny. „Funkcje jego – wspominał Wacław Zbyszewski – polegały na tym, że zjawiał się o godzinie 12 do pustego gabinetu, gdzie na biurku znajdował się tylko londyński „Times”, przeglądał go, pożyczał mi, i potem szliśmy razem na śniadanie.” Do relacji Zbyszewskiego należy podchodzić ostrożnie. Prostowanie zawartych w nich błędów „przekracza zakres tych not” – pisał Jerzy Timoszewicz w zredagowanym przez siebie tomie wspomnień o Stempowskim Pan Jerzy i dodawał opinię Jerzego Giedroycia: „Przerażenie mnie ogarnia, jeśli tylko Wacek Zbyszewski zostanie na placu jako kronikarz naszych czasów”.

Niemniej, w omawianej korespondencji znajdziemy obrazek dobrze komponujący się z wizją zarysowaną przez Zbyszewskiego. Stanisław Stempowski wspomina Dąbrowskiej, że „Serafin ostatnio rzadko jada obiad na Polnej”, „gdyż między biurem a obiadem chodzić zwykł na plażę do 4-ej, bo potem nie ma już słońca.” Zresztą i sam Jerzy Stempowski swe zatrudnienie raczej bagatelizował. W jednym z powojennych listów do Krystyny Marek (5 maja 1947) pisał: „Musiałem mieć trochę pieniędzy, wbrew pociągowi do abnegacji. W tym celu musiałem wziąć niewielkie zajęcie w banku, napisawszy uprzednio małą rozprawkę o pewnym modnym wówczas rodzaju kredytu, aby móc uchodzić za specjalistę.”

Zanim jednak Stempowski trafił do Państwowego Banku Rolnego przez trzy lata pełnił różne funkcje polityczno-urzędnicze. W 1926 roku, zaraz po zamachu majowym, zaczął pracować w Biurze Prezydium Rady Ministrów, najpierw w Biurze Prasowym, potem jako ekspert od spraw mniejszości narodowych w referacie kierowanym przez Henryka Józewskiego. W kolejnych rządach Kazimierza Bartla i Piłsudskiego pełnił funkcję szefa gabinetu. Z tej kariery syna Stanisław zdawał się być dumny, choć, skądinąd trafnie, nie przewidywał jej bujnego rozkwitu. 31 sierpnia 1928 pisze do Dąbrowskiej: „Przed chwilą wysłałem do Serafina depeszę, że mogę jechać w niedzielę lub poniedziałek – od niego zależy wybór, gdyż coraz trudniej mu wypadać nawet na dwie noce niespane. (Ma zostać naprawdę „szefem”, tak trąbią gazety, dodając tytuł „dr”, a endeckie już zaczynają mu szyć buty, zamieszczając moje biografie, gdzie prócz masona jestem ziemianinem wołyńskim).”

Dwa miesiące później zaś relacjonuje: „Dziś wszyscy mi winszują wczorajszej nominacji Serafina na szefa. Spotkałem dziś na korytarzu mojego ministra [Stanisław Stempowski pracował wówczas w bibliotece Ministerstwa Rolnictwa], mówił, że ta kandydatura na radzie przeszła jednogłośnie, wszyscy ją popierali gorąco i tylko pochwały głosili, a Bartel tak popierał swój wniosek: „tak jest spokojny, że nawet mnie ten spokój nie drażni”. Ja tylko o tyle rad jestem, że gdy Serafina wyrzucą prędzej lub później, to mu dadzą poselstwo może w ciepłym kraju i ja będę mógł na starość pogrzać się na słońcu, jak pies, stary ogar Cudas.”

Marzenie Stanisława co do posady syna w ciepłych krajach się nie ziściło, podobnie jak przewidywanie, że go ze stanowiska „wyrzucą”, choć rezultat był ten sam. Gdy w kwietniu 1929 roku na skutek m.in. tzw. afery Czechowicza premier Bartel podał się do dymisji, Stempowski również złożył rezygnację. Autor wzmianki o tym w „Kurierze Warszawskim” z 16 maja 1929 roku również eseistę „doktorem”. Skąd ten tytuł?

Na pewno pisarz się nim nie posługiwał, w zachowanych życiorysach pisanych przezeń przed wojną i później, na potrzeby wydawnicze paryskiej „Kultury” o nim nie wspomina. Według Andrzeja Stanisława Kowalczyka rzeczywiście podczas studiów w Szwajcarii (Zurych i Berno) w latach 1916-1919 Stempowski napisał tezę doktorską poświęconą historiozofii zatytułowaną Antike und christlliche Geschichtsphilosophie in Rom im I-V Jahrhundert, (jej maszynopis znajduje się w zbiorach Działu Rękopisów BUW), ale jej nie obronił, formalnie więc tytułu doktora nauk nie posiadał.

„Kurier Warszawski”, 16 maja 1929

Mnie natomiast skojarzyło się to z wiedzą i erudycją medyczną Stempowskiego, z której był znany i której liczne świadectwa znajdują się w jego korespondencji. Jej źródło, według relacji Zofii Hertz, tak ponoć, znowu pomniejszająco i bagatelizująco, wyjaśniał: „Kiedyś bolały mnie zęby i poszedłem do dentysty. Siedząc w poczekalni z nudów przejrzałem leżące tam czasopisma medyczne. To i owo zapamiętałem.” Sylwetka Stempowskiego jako doktora-amatora zasługuje z pewnością na odrębne omówienie.

W tym czasie Stempowski coraz więcej pisze i publikuje. W liście z 2 maja 1929 roku Stanisław skarży się Dąbrowskiej, że Serafin rzadko go ostatnio odwiedza, „dyskontując swoją sławę przelotną w Ziemiańskiej i odbierając tam hołdy (Boy chwali, Słonimski chwali nawet w druku.)”, nawiązując do artykułu Czytelnik o krytyce opublikowanego w „Wiadomościach Literackich” (nr 17 1929). Kilka dni wcześniej wspomina zaś, że przy herbacie Jerzy „do 11-ej opowiadał o projekcie nowego dzieła.” Tu chodziło najprawdopodobniej o esej Pan Jowialski i jego spadkobiercy. Rok później dzieło było gotowe. Stanisław pisał do Marii z Zarzecza: „Dziś za chwilę odjeżdża Jurek do Warszawy. Nie pisałem cały ten czas, gdyż absorbowały mnie narady familijne, które wcale niewesoło wyglądają. Potem zaś Jurek wykończył tu Jowialskiego – wyszła cała książka, którą odczytywał po obiedzie głośno – i musiałem to wysłuchać. Bardzo ładna rzecz i pełna ciekawych dygresji, które jak zwykle – są u niego najciekawsze. Ma to wydać w 300 egz[emplarzach] numerowanych u Sztejnsberga. Z tym jedzie.”

8 sierpnia 1929 Stanisław pisze z kolei, że Serafin „jeździł teraz do Krakowa, do umierającej Babki, która go w dzieciństwie na ręku wynosiła i towarzyszyła na wyspę Föhr.” Chodzi tu o Matyldę Stempowską z domu Hanicką, a wzmiankę tę odnotowuję, gdyż swego czasu w Gabinecie Rękopisów BUW natrafiłem na dokumenty z pobytu zdrowotno-urlopowego małego Jurka w zakładzie wodoleczniczym dr Carla Gmelina na wyspie Föhr latem 1902 roku. I tak się składa, że ostatnio opisała ten epizod na blogu BUW Anna Wirkus w artykule Koracyja w badzie. Ja dorzucam na koniec, z tego samego zespołu archiwaliów pochodzący, list pisany przez dziewięcioletniego Jerzego do matki, pozwalający zorientować się jak trzęsło w pociągach na początku XX wieku.

* * *

Maria Dąbrowska, Stanisław Stempowski, Listy. Tom I 1924-1930, opracowała, wstępem i przypisami opatrzyła Ewa Głębicka, red. Nauk. Andrzej Piotr Lesiakowski, IBL PAN, Warszawa, 2021.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz