środa, 13 kwietnia 2022

Biała gorączka

W szkicu zatytułowanym Lewiatan Jan Gondowicz dowodzi, że Jules Verne mógł się zainspirować Moby Dickiem Hermana Melville’a, a na ślady tej inspiracji naprowadzają eseistę niespójności w chronologii wyłowione z cyklu powieści Verne’a, w których występuje postać kapitana Nemo. Gondowicz kończy uwagą o demonicznej bieli: biały był wieloryb z Moby Dicka, którego kolejnym wcieleniem miał stać się „Nautillus”, biała (wprawdzie przecięta niebieskim Krzyżem św. Andrzeja) była też bandera znienawidzonego przez Nemo imperium – carskiej Rosji, co kieruje nas ku znanej hipotezie o pierwotnie polskiej proweniencji podwodnego kapitana.

„Białość Melville’owskiego wieloryba – pisze Gondowicz – to dla Ahaba oznaka wcielonego zła, trop „instynktownej wiedzy o demonizmie świata”. Drugi mściciel, Nemo, także nienawidzi jednej z barw, i to tej samej. Jest w Tajemniczej wyspie scena, gdy koloniści nie mogą rozpoznać koloru bandery pirackiego, jak się okaże, statku. W analogicznej scenie więźniowie Nemo nawet z dystansu dwu mil nie mogą rozpoznać barw bandery pancernika, który wkrótce przeszyty zostanie wykutą ze szwedzkiej stali ostrogą „Nautilusa”. Jaskrawe kolory francuskie, amerykańskie, brytyjskie rozpoznaliby na pewno. Jaka barwa najlepiej zlewa się z horyzontem? Biel. Bandera bojowa Cesarskiej Marynarki Wojennej Rosji, Krzyż Św. Andrzeja, była biała. Naznaczona na ukos wąskim niebieskim skreśleniem. Dla kapitana Nemo wcielała cały demonizm świata, a zwłaszcza pewnego imperium.”

Podejmując za Gondowiczem, nie po raz pierwszy, nie ostatni, komparatystykę fabuł, postaci i motywów oraz proceder tropienia możliwych literackich inspiracji, zapytam z kolei, skąd u Melville’a wzięła się owa demoniczna biel i niechęć do niej. Z podpowiedzią zaś przychodzi sam J.L. Borges.

„Melville odczuwał lęk przed bielą – mówi pisarz Osvaldo Ferrari’emu w pierwszym tomie cyklu rozmów zatytułowanego W dialogu – ta myśl, że biel może być przerażającym kolorem… Bo strach kojarzy się zawsze z mrokiem, z czernią; a także z czerwienią – z krwią. A on dostrzegł, że kolor biały – który dla wzroku mógłby oznaczać brak jakiegokolwiek koloru – również może być straszny.” W ustach osiemdziesięciopięcioletniego Borgesa, wówczas od wielu już lat zupełnie niewidomego, słowa te brzmią szczególnie przejmująco i przekonująco.

Jest w Moby Dicku rozdział, w którym Melville rozprawia bezpośrednio i z wielką elokwencją o bieli jako czymś przerażającym. Borges sugeruje skąd pisarz mógł zaczerpnąć do niego inspirację. „Sądzę, że ten pomysł mógł znaleźć w Opowieści Artura Gordona Pyma z Nantucket Edgara Allana Poe (…) Na ostatnich stronach tego opowiadania – tam gdzie mówi się o wodzie wysp, owej magicznej wodzie, osobliwie rozwarstwionej, która nie miała jednolitej barwy – no więc tam pod koniec, pojawia się horror bieli. I jest tam mowa o tamtej kranie na Antarktydzie, którą najechały niegdyś białe olbrzymy – biały kolor jest przerażający, i to właśnie sugeruje się w ostatnich partiach; Pym jasno formułuje opinię, że dla tamtych ludzi wszystko, co białe jest straszne. Ten właśnie pomysł wykorzystał Melville w Moby Dicku.”

Borges ma pamięć niezwykłą. Ową magiczną, osobliwie rozwarstwioną wodę, której konsystencja „robiąca wrażenie gęstego roztworu gumy arabskiej”, będącą płynną masą składającą się z ogromnej ilości rozmaitych żyłek uwzględnił kiedyś w swej Zoologii fantastycznej. Swoją drogą jej opis u Poego trochę przywodzi na myśl słynne „płuca morza”, do których w okolicy legendarnej wyspy Thule dotarł żeglujący półtora tysiąclecia wcześniej Pyteasz z Massalli

W noweli Poego niepokojąca biel pojawia się jeszcze zanim marynarze z „Lady Jane” odkryją archipelag Tsalal. Żeglując wśród paku za kołem podbiegunowym ubijają na krze lodowej niedźwiedzia antarktycznego o białej sierści oraz czerwonych ślepiach i kłach. Najadają się jego mięsem, choć cuchnie nieświeżymi rybami. Potem łowią kolejnego stwora, jakiegoś antarktycznego szczuro-niedźwiedzia, również śnieżnobiałego (i też odnotowanego przez Borgesa w Zoologii fantastycznej), którego truchło kapitan Guy zamierza zabrać do Anglii i wypchać. Wyrzucone później z resztek szkunera na plażę przez wybuch, przerazi tubylców, którzy na jego widok wznoszą przeraźliwe okrzyki „Tekeli-li!”.

Te same słowa mruczy jeniec Nu-Nu na widok żagla, który Pym i Peters, jedyni ocalali z rzezi załogi, sprawiają z własnych białych koszul. „Widok białego płótna działał na niego bardzo osobliwie. Nie mógł przemóc się, by dotknąć koszul, lub choćby tylko zbliżyć się do nich i cały drżał gdy próbowaliśmy go do tego przymusić i wrzeszczał przeraźliwie „Tekeli-li!”.

Im dalej Pym i Peters zagłębiali się na wody wokół archipelagu Tsalal, tym bieli było więcej. Morze nabrało konsystencji i barwy mleka, mlecznego odcienia nabrała mgła, a z powietrza sypał się na czółno i powierzchnię wody drobny biały pył przypominający popiół. Nu-Nu okazywał coraz większy niepokój, „padł twarzą na dno kanu i nic nie było w stanie skłonić go do powstania”. Żegluga przez tę mlecznobiałą krainę, a wraz z nią opowieść, kończy się w momencie gdy Pym i Peters dostrzegają wyłaniającą się na horyzoncie olbrzymią, przerażająco i oślepiająco białą, rzecz jasna, postać.

Ilustracja: A.D. McCormick, 1889,
źródło: Wikipedia

Borges wspomina o tym, że białe olbrzymy najechały w zamierzchłych czasach ten podbiegunowy archipelag, domyślać się więc można, że napotkana postać to ich przedstawiciel. Ale to tylko jedna z hipotez, bo w samym tekście kwestia ta nie jest wyjaśniona. W czarnoskórych mieszkańcach Tsalal biel budzi grozę, a równocześnie wydaje się, że jest obiektem czegoś na kształt lękliwego kultu, podobnie jak King Kong na Wyspie Czaszki. Genezę tej sytuacji wyjaśniają zapewne tajemnicze napisy naskalne, które Pym odnotowuje w swym notesie.

Tomasz Gałązka, autor posłowia do najnowszego wydania noweli Poego, podsuwa za pisarzem Thomasem Ligottim sugestię, że w nazwie Tsalal i okrzyku Tekeli-li pobrzmiewa hebrajskie słowo oznaczające „ciemnienie”. Nie mam kompetencji by zweryfikować tę etymologiczną hipotezę, ale koresponduje ona poniekąd z tym, co opowiada dalej Borges.

„Skoro już mówię o białym – wiadomo, jak bardzo lubię etymologię – mógłbym wspomnieć o czymś, co, jak mi się wydaje, nie jest powszechnie wiadome. Otóż w języku angielskim mamy wyraz black, który oznacza „czarny”, a w hiszpańskim wyraz blanco – biały. I jeszcze po francusku blanc, po portugalsku branco i po włosku bianco. I wszystkie te słowa mają ten sam rodowód, bo w angielskim jeden wyraz – saksoński, jak sądzę – dał początek dwóm słowom: bleak, czyli „bezbarwny” (na przykład mówi się: In a bleak mood, kiedy ktoś jest nie tyle bezbarwny, co melancholijny, pozbawiony chęci do życia), i black – czarny. Angielskie black i hiszpańskie blanco mają te same korzenie, bo początkowo black nie oznaczał czarnego, tylko bezbarwny, pozbawiony koloru. A zatem w języku angielskim brak koloru przesunął się w stronę mroku: black to „czarny”. Natomiast w językach romańskich ten wyraz ewoluował w stronę światła, jasności: włoskie bianco, francuskie blanc, portugalskie branco oznaczają „biały”.”

Ludy Południa znają ten aspekt światła, blasku, słońca śródziemnomorskiego, tak zwykle łaskawego, dobroczynnego i wielbionego, ale mającego też swą stronę, by tak rzec, mroczną, demoniczną. Dostrzegam ją w doświadczeniu, które opisał Zbigniew Herbert w Labiryncie nad morzem, gdy w pierwszym dniu swej wyprawy na Kretę szedł w upale przez Heraklion, miasto białych domów, wśród ciszy zatrzaśniętych okiennic i nagle poczuł, że „wymiary świata zastygły”.

„I choć słyszę – opowiada poeta – zgrzyt piasku pod nogami i stukot własnych kroków, nie poruszam się chyba wcale, zanurzony po głowę w upale, zatopiony w blasku. Zaczyna się bolesny ubytek realności. Widzę się teraz jak we śnie, z boku, bez możliwości porozumienia się z moim ciałem, poruszającym się jak wahadło – nieruchomy, przybity do białej przestrzeni, utrwalony raz na zawsze jak na fotografii, złapany w potrzask pozoru z ciężkim cieniem za plecami. Długie lata prześladować mnie będzie ten obraz i wspomnienie wędrówki po stromej ulicy Handakos, obraz spętania – jakby to wówczas dotknęła mnie po raz pierwszy śmierć w oślepiającym blasku południa.”

Wróćmy jednak do Poego. Napisana w roku 1836 Opowieść Artura Gordona Pyma z Nantucket choć niewątpliwie zainspirowana coraz intensywniejszymi w tamtym czasie dążeniami do wypełnienia białych, nomen omen, plam na mapach świata, co zresztą dowiedli i szczegółowo udokumentowali liczni badacze twórczości Poego, jest w gruncie rzeczy tyleż powieścią o podróżach i relacją z wyprawy w nieznane, co opowieścią niesamowitą, „przedziwnym majakiem” – jak pisze Tomasz Gałązka – wędrówką przez „fantasmagoryczny sen trzymający się logiki maligny”. „Prawdę mówiąc, już dramatyczny rejs żaglówką z Augustusem wygląda trochę jak pijacki koszmar”. No właśnie – pijacki, zwróćmy uwagę na ten przymiotnik, tak istotny w biografii Poego. Wysoka temperatura połączona z majaczeniami i halucynacjami, wywołana ostrym zatruciem alkoholem nazywa się białą gorączką. Koszmar, który ostatecznie zgubił pisarza, jak biały wieloryb kapitana Ahaba.

* * *

Jan Gondowicz, Lewiatan, „Nowe Książki”, nr 10/2021.

Borges, Jorge Luis; Ferrari, Osvaldo, W dialogu I [rozmowy z Borgesem], przeł. Ewa Nawrocka, Helion, Gliwice, 2007, s. 61-63.

Edgar Allan Poe, Relacja Arthura Gordona Pyma z Nantucket, przeł. Tomasz Kloszewski, posłowiem opatrzył Tomasz Gałązka, Officyna, Łódź, 2019.

Borges uważał, że powieść Poego to najlepsza rzecz jaką napisał. W Starym ekspresie patagońskim Paul Theroux opisuje swą wizytę u Borgesa, czyta mu wówczas m.in. właśnie fragmenty Relacji Arthura Gordona Pyma z Nantucket.

Jako inicjał wykorzystałem fragment ilustracji autorstwa A. D. McCormicka do edycji Downey & co. z 1898 roku.

1 komentarz:

  1. Roli bieli u Melville'a dużą uwagę poświęca Lipszyc w niedawno wydanych esejach. Polecam.

    OdpowiedzUsuń