sobota, 23 lipca 2022

Znaczki, ptaki i zaczarowana dorożka

Tak więc trafiwszy na ten kartonik w Rozrywkach matematycznych zacząłem w czeluściach szafy poszukiwać mojego klasera filatelistycznego kompletowanego około 1984 roku. Znalazłem go w zapomnianej, dawno nieodwiedzanej głębinie pod stertą starych numerów „Płomyka” i „Świata Młodych”, otarłem z wieloletniego kurzu, wyjąłem z etui, a gdy powoli i nieco nawet uroczyście otworzyłem okładkę, nagle rozbłysły wspomnienia. Intensywności mojego wzruszenia daleko było wprawdzie do mistycznego patosu z jakim wrażenie kartkowania markownika opisuje Józef w Wiośnie Schulza: „Któż weźmie mi za złe, że stałem wówczas olśniony, bezsilny ze wzruszenia, a z oczu przepełnionych blaskiem lały mi się łzy. Cóż za olśniewający relatywizm, co za czyn kopernikański, co za płynność wszystkich kategorii i pojęć!”, lecz i ja nie pozostałem w tamtej chwili obojętny. Przypomniałem sobie tę siłę z jaką znaczki pocztowe pobudzały moją dziecięcą wyobraźnię.

Powołam się znów na Brunona Schulza: „Były to przedziwne skróty i formuły, recepty na cywilizacje, poręczne amulety, w których można było ująć między dwa palce esencję klimatów i prowincji. Były to przekazy na imperia i republiki, na archipelagi i kontynenty.” Klaser ze znaczkami stanowi w tym ujęciu cały świat w miniaturze, z wszystkimi jego dziwami, cudami, tworami na wyciągnięcie ręki. „Klasery filatelistyczne to magiczne kompendia zawierające liczbę monarchów i pałaców, zwierząt, alegorii i państw.” – pisał z kolei Walter Benjamin w Ulicy jednokierunkowej (przekł. B. Baran, Warszawa, 2011) zaś „dziecko niczym Guliwer objeżdża kraj i lud swoich znaczków pocztowych”.

W moim starym klaserze oglądałem teraz ponownie, po ponad trzech dekadach, wszystkie te znaczki, które dawniej jako dziecko tak bardzo lubiłem i które budziły słodkie, obezwładniające marzenia o dalekich krajach, podróżach i przygodach. Egzotyczne w tamtym czasie marki z Mongolii, Wietnamu czy Kuby, a także dwa znaczki z Chin przedstawiające pingpongistów. Oglądałem też moje ulubione znaczki o tematyce przyrodniczej. Ale znalazłem także takie, na które wówczas nie zwracałem specjalnej uwagi, a dziś, po latach, mówią mi coś nowego.


Na przykład serię wedut zaprojektowanych przez Witolda Chomicza, o którym już kilkakrotnie tu pisałem oraz również jego projektu bardzo popularny w początku lat 80. znaczek z Janem Kochanowskim. Albo serię wizerunków sokołów, która mnie zaintrygowała. Falco tinnunculus, falco vespertinus, falco subbuteo. Gdy tak ślepiłem w nią przez lupę i przeczytałem nazwisko autora projektów – Desselberger, coś mi zaczęło brzęczeć w odległym kąciku mózgu.

Ależ tak! I przypomniała mi się książka autorstwa Tomasza Umińskiego Zwierzęta i oceany. Popularna zoogeografia wód morskich (Warszawa, 1986), którą dostałem jako nagrodę w 1988 roku za udział w olimpiadzie geograficznej i dzięki której omal nie zostałem oceanografem (trochę przesadzam). Autorem jej opracowania graficznego i ilustracji są Krystyna Rogaczewska oraz właśnie Jerzy Desselberger.

A chwilę później kolejny rozbłysk pamięci. Sięgnąłem bowiem do innej szafy i z pudła zawierającego broszurki, ziny i kilka kuriozów wydawniczych, wydobyłem małą książeczkę w nietypowym formacie, zszytą ręcznie, zawierającą wiersz Zaczarowana dorożka K.I. Gałczyńskiego w opracowaniu graficznym również Jerzego Desselbergera. Co więcej, jak się okazało z informacji na przedostatniej stronie okładki, jest to praca dyplomowa wykonana przez artystę w 1957 roku w katedrze grafiki książki krakowskiej ASP prowadzonej przez … Witolda Chomicza. Wszystko zatem wiąże się ze wszystkim, a ja przez krótką chwilę czuję się jak Amelie Poulain.

* * *

O filatelistycznych zainteresowaniach Schulza pisał Jan Zieliński: Markownik Rudolfa (Do „Wiosny” Schulza komentarz filatelistyczny), „Twórczość” 1986, nr 1, s. 123–127. Z kolei z Walterem Benjaminem zestawił je Ireneusz Łysik: Filatelistyczne inklinacje Brunona Schulza i Waltera Benjamina [w:] Schulz. Między mitem a filozofią, pod red. J. Michalik i P. Bursztyki, Gdańsk, 2014. O katedrze grafiki książki Witolda Chomicza można przeczytać więcej w artykule Ewy Rutkowskiej, Witold Chomicz jako grafik książki, „Biuletyn Uniwersytetu Jagiellońskiego”, 1995.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz