Czy to przypadkiem nie wieść o wybuchu powstania listopadowego w taką mogła go wprawić melancholię? Zaraz się jednak zmiarkowałem. Przecież to początek wieku dziewiętnastego, jeszcze nie ma telegrafu, kolej w powijakach, wiadomości kursują dyliżansem albo przez umyślnych przemierzających konno trakty od gospody do gospody, nie docierają więc tak szybko, a od nocy listopadowej minęło zaledwie sześć dni. Zajrzałem do książki Mickiewicz Encyklopedia i oazało się, że wieść o wybuchu powstania dotarła do Rzymu dopiero w połowie grudnia. A więc rzeczywiście Mickiewicza w Rzymie to nie polityka, lecz miłość nieszczęśliwa gnębiła.
Ja dziś jednak nie o Mickiewiczu, lecz o drugim dżentelmenie, którego Krasiński wzmiankuje w liście do papy. Autor powieści Le Lépreux de la cité d’Aoste spotkany na wieczorze u księcia Grigorija Gagarina, to Xavier de Maistre, urodzony w 1763 roku w Chambéry pisarz, malarz i oficer armii Księstwa Sabaudii, młodszy brat konserwatywnego filozofa Josepha. Obaj nie darzyli sympatią Rewolucji, za to namiętnie pokochali Rosję, na tyle, że Xavier wstąpił do armii carskiej i walczył najpierw z Napoleonem, a potem gromił powstanie Czeczenów na Kaukazie. Była to miłość z wzajemnością, de Maistre trafił w łaski Romanowów i był protegowanym księcia Konstantego. W 1805 roku przeniósł się na stałe do Petersburga, gdzie się ożenił i mieszkał aż do śmierci w 1852 roku.
Historia trędowatego z Aosty, dzięki której stał się w swoim czasie sławny na salonach literackich Europy, ukazała się w 1811 roku. To tę książkę we włoskim tłumaczeniu, egzemplarz „brudny wymięty i zatłuszczony kroplami stearyny” znajduje „na stoliku między dwoma srebrnymi lichtarzami” w piemonckim domu wiejskim latem 1945 roku bohater opowiadania Wieża Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Ale de Maistre jest autorem także innej książki, w ostatnich tygodniach nieoczekiwanie nabierającej dodatkowego waloru aktualności. Trafiłem na nią dzięki Jerzemu Stempowskiemu.
W styczniu 1956 roku Józef Czapski podarował eseiście niewielkich rozmiarów obraz. „Bardzo dziękuję ci za żebraka w métro – pisał do malarza Stempowski – Powieszę go obok Hogartha i będę się przed nim zatrzymywał w voyages autour de ma chambre.” Rycina Hogartha, o której mowa, to znane dzieło zatytułowane The Bathos, albo Winieta końcowa z 1764 roku. Stempowski pisał o niej Czapskiemu kilka lat wcześniej, w liście z 12 czerwca 1947:
„Nad łóżkiem wisi u mnie od kilku miesięcy sztych Hogartha, na którym widać starego człowieka ze skrzydłami – widocznie przed końcem świata ludzie według Hogartha nauczyli się latać – leżącego na stosie gruzów i wypuszczającego z fajki ostatni kłąb dymu. W kłębie tym widać napis finis i gliniana, biała fajka łamie się w palcach. Przy starym leży testament, na którym czytelne są ostatnie słowa: resztę zapisuję CHAOSOWI robiąc go głównym wykonawcą; świadkowie: Klotho, Lachesis, Atropos. W śmieciu leży dramat życia, z którego widać tylko ostatnie słowa: exeunt omnes. Wszystko razem mocno surrealistyczne. Każdego dnia patrzę z wielką przyjemnością na ten sztych. (…) Siła wypadków ostatnich lat zbliżyła mnie tak do tego sztychu, że stał się moim dobrym znajomym i przyjacielem.”
William Hogarth, The Bathos, 1764, źródło: BUW |
Nastrój ostatnich tygodni sprawia, że nie mogłem się powstrzymać przed przywołaniem tego opisu, choć to nie nim chcę się tu zająć. W zacytowanym fragmencie listu interesuje mnie jego druga część. Pisząc Czapskiemu, że podarowany obraz powiesi obok ryciny Hogartha i będzie się przed nim zatrzymywał w swych voyages autour de ma chambre, eseista przywołuje bowiem właśnie tytuł pierwszej książki de Maistre’a – Podróż po moim pokoju (Voyage autour de ma chambre) z 1794 roku.
Inspiracją do napisania tej niewielkiej powieści był areszt domowy, któremu autor został poddany w 1790 roku w Turynie za udział w pojedynku z pewnym piemonckim oficerem. De Maistre spędził w zamknięciu kilkadziesiąt dni karnawału i poświęcił je w znacznej mierze pisaniu. Zredagowane ostatecznie w 1794 roku dziełko Joseph pomógł wydać młodszemu bratu rok później. Osią narracyjną Voyage jest relacja z podróży, której poszczególne etapy stanowią elementy wyposażenia pokoju-miejsca odbywania domowego aresztu: łóżko, biurko, kanapa, obrazy i ryciny na ścianie. Ten żartobliwy koncept jest oczywiście jedynie pretekstem do rozważań na temat duszy, malarstwa czy muzyki, do luźnych dygresji na temat przyjaciół i członków rodziny, oraz swobodnych refleksji filozoficznych.
Książkę można czytać jako parodię dzieł opisujących dalekie podróże, coraz liczniejszych i poczytniejszych w XVIII wieku. Albo też, jak Alain de Botton, który poświęca jej ostatni rozdział swej uroczej Sztuki podróżowania, wziąć sprawę na serio i widzieć we Voyage autour de ma chambre zabawną literacką fantazję, w której typowe motywy i rekwizyty właściwe relacjom z podróży zostają zastąpione tym, co można znaleźć w czterech ścianach własnego pokoju w duchu modnej dziś uważności. Wówczas żal, który wyraża de Botton pisząc, że mniej więcej w środku opowieści „de Maistre traci z oczu główny cel swego przedsięwzięcia. Wikła się w przydługie, nużące dygresje na temat swojej suczki Rosienne, ukochanej Jenny, czy wiernego sługi Joannetiego. Podróżnicy oczekujący szczegółowej relacji z wyprawy wokół sypialni ryzykują zamknięcie Voyage autour de ma chambre z uczuciem zawodu”, będzie poniekąd uzasadniony.
Można też widzieć w powieści zachętę do podróży nieodległych i niespiesznych, odbywanych przede wszystkim na piechotę, z prędkością tej dziewiętnastowiecznej depeszy, która dotarła w połowie grudnia do Mickiewicza. Można wreszcie postrzegać ją jako pewną metaforę, w której literacka wizja osobliwej podróży staje się przede wszystkim pretekstem do pochwały wyobraźni, do dowartościowania satysfakcji płynącej z kontemplacji drobiazgów codzienności, wreszcie do wskazania wyższości życia wewnętrznego nad wszelkimi złudnymi pokusami życia światowego.
Motyw wędrówki po własnym pokoju najwyraźniej przypadł do gustu Jerzemu Stempowskiemu, bo wykorzystał go kilkakrtonie w swej twórczości. W napisanym jeszcze przed wojną eseju Nowe marzenia samotnego wędrowca (1935), w którym analizował relacje człowieka cywilizacji przemysłowej z Naturą, poszczególne części tekstu mają, w nawiązaniu do pierwowzoru czyli znanego dzieła Rousseau, formę przechadzek, a pierwsza z nich zatytułowana jest ni mniej ni więcej, tylko Przechadzka po swoim pokoju. Opublikowany w numerze 1 z 1956 roku paryskiej „Kultury” Dziennik podróży po moim pokoju w okresie odprężenia również zaczyna się motywem podróżowania po pokoju, słychać w nim skądinąd echa wspomnianej korespondencji z Czapskim o Hogarcie. Z kolei w szkicu Śpiew podróżnego z 1965 roku, będącym omówieniem książek podróżniczych Aleksandra Janty-Połczyńskiego, Stempowski wprowadził rozróżnienie kilku typów podróży i jako pierwszy z nich wymienił właśnie ponownie voyages autour de ma chambre („podróże po mojej sypialni”), traktując je jako metaforę podróży duchowych, opartych na introspekcji i poszukiwaniach intelektualnych.
Co ciekawe, Stempowski w eseju Po powodzi z 1959 roku zestawiał de Maistre’a ze współczesnymi mu pisarzami, takimi jak Charles Nodier czy Paul-Louis Courier i jest w tym dla mnie głębszy sens, choć nie do końca być może zgodny z argumentacją eseisty. Stempowski wskazuje, że autorzy ci wykształcili pewien styl i język, który był odmienny od „skrótów, błyskotliwości i manieryzmów” poprzedniej epoki. „Pamiętając – pisze – la doucer de vivre wieku oświecenia, pisarze ci widzieli skoki historii zerwanej z łańcucha, hekatombę młodzieży, okupację swoich i obcych krajów przez armie Napoleona i jego przeciwników oraz ruinę wszystkich poprzednich instytucji. (…) Z chaosu doświadczeń wyłaniały się same prawdy negatywne: że contro la forza la ragione non vale (nic nie znaczy rozum przeciwko sile), że na zasadniczą dobroć człowieka lepiej nie liczyć, że przy szybkim tempie wydarzeń przekonania zmieniane są szybciej niż koszule, że od okropnej rzeczywistości można wprawdzie uciekać w świat wyobraźni, lecz elementarna przezorność każe oceniać uważnie autonomiczną treść otaczających rzeczy i ludzi. Do mówienia o tych doświadczeniach potrzebny był język nowy, jasny i rzetelny.”
Muszę przyznać, że nie jest mi łatwo doszukać się tego, o czym pisze Stempowski w szalonych fantasmagoriach Nodiera, w lekkiej opowieści o przygodzie w Kalabrii Couriera, czy w powiastkach o podróżach po sypialni de Maistre’a. Gdzież tam mamy „język poważny i powolny, nieco jak gdyby zatroskany, o nieporównywalnej jasności i dokładności, przylegający ściśle do każdego opisywanego przedmiotu.”? Czy rzeczywiście ich styl jest tak zasadniczo różny od „piorunujących skrótów Saint-Simona, lapidarności La Fontaine’a, elegancji i dowcipu Voltaire’a, czy lekkiej potoczystości abbé Prevosta”?
Kluczową myślą dla rozważań Stempowskiego jest tu różnica wynikająca z odmiennych doświadczeń historycznych autorów i prób ich oddania przy użyciu nowych literackich środków. „Język ten budzi zaufanie jako relacja człowieka mającego za sobą wielkie doświadczenie pozaliterackie. Już same okoliczności powstania tego języka wskazują na jego aktualność dla żyjących obecnie świadków podobnych wydarzeń.” I tu tkwi sedno moich wątpliwości. Ponieważ uwagi swe czyni Stempowski na marginesie wspomnianego opowiadania Wieża G. Herlinga-Grudzińskiego, mam wrażenie, że to głównie dla efektu analogii dokonuje całej tej nieco swobodnej historycznoliterackiej generalizacji.
A jednak jest w zestawieniu ze sobą tych trzech pisarzy coś na rzeczy. Otóż wszyscy oni tkwili w pewnym rozdwojeniu, które, jak przypuszczam, samemu Stempowskiemu również nie było obce. Charles Nodier próbował kariery urzędniczej, później był dyrektorem Biblioteki Arsenału i gwiazdą salonów literackich Paryża. Paul-Louis Courier, wbrew zresztą temu, co sugeruje Stempowski w innym swym eseju zatytułowanym Monsieur Chlewaski, zrobił karierę w wojsku, a potem osiadłszy na emeryturze w swym majątku, zaangażował pióro w krytykę monarchii Bourbonów i produkował pamflet polityczny za pamfletem. De Maistre z kolei dosłużył się stopnia generała i dzielił swój czas między dwór petersburski a podróże po Europie i kolacje u księcia Gagarina w Rzymie. Nieobce zatem były im wszystkim pokusy życia światowego: splendory, tytuły, kariery czy polityczne zaangażowanie.
Równocześnie jednak mieli w sobie rys Montaigne’a, coś, co musiało być bliskie Hostowcowi. Gest oddalenia się, zyskania dystansu, zatopienia w autonomicznej sferze twórczości i samotnych duchowych i intelektualnych poszukiwań. Nodier stworzył w swych opowiadaniach niezwykły świat fantazji, Courier oddał się studiom filologicznym, poszukiwaniom archiwalnym i tłumaczeniom z greki, de Maistre zaś poświęcił się malarstwu, a także, no właśnie, napisał powieść wychwalającą pozostanie we własnym pokoju!
Wracając do niej, odniesiemy jednak na powrót fantazję de Maistre’a do podróżowania sensu stricto. Trafnie zauważa Alain de Botton: „Dzieło de Maistre’a zrodziło się z głębokiej i sugestywnej intuicji, że przyjemność czerpana przez nas z podróżowania, może w większym stopniu zależeć od nastawienia umysłu, z którym podróżujemy, niż od samego celu podróży. Gdybyśmy potrafili podobne nastawienie zastosować do naszego miejsca zamieszkania, odkrylibyśmy być może, iż jest ono nie mniej interesujące od wysokogórskich przełęczy i rojnych od motyli dżungli Ameryki Południowej Humboldta.”
Nad wykształceniem w sobie, czy dowartościowaniem takiego nastawienia umysłu, opartego na wrażliwości, pokorze i uważności, wielu z nas zaczęło się nagle, w ostatnich tygodniach, gdy zamknięte zostały granice, a my zamknęliśmy się w domach, intensywniej zapewne, niż zwykle zastanawiać. Mój przyjaciel z Cardiff, emerytowany bibliotekarz, który sporo się w życiu napodróżował, pisze mi na messengerze: “the little pleasures I get each day on my early morning walk as I discover a new path, or a new feature, or some aspect of nature are very similar to the feeling I might feel on visiting a completely new country or new experience. I get fulfilment in very simple things. For four weeks I have not ventured more than 3-4 km from my flat and yet I don’t really feel trapped.”
* * *
Książki przywołane:
Zygmunt Krasiński, Listy do ojca, opracował i wstępem poprzedził Stanisław Pigoń, PIW, Warszawa, 1963.
Jerzy Stempowski, Listy. Listy do różnych adresatów..., wybór i red. Barbara Toruńczyk, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2000.
Alain de Botton, Sztuka podróżowania, tłum Hanna Pustuła, Czuły Barbarzyńca Press, Warszawa, 2010.
Voyage autour de ma chambre czytałem w tłumaczeniu Kazimierza Mrówki (Xavier de Maistre, Podróż dookoła mojego pokoju, Wydawnictwo Formicula, Kraków, 2014), dostępnego także w Internecie.
Niestety obecnie czytelnie są zamknięte, więc nie byłem w stanie dotrzeć do numeru 07-08 „Literatury na Świecie” z 2015 roku, gdzie ukazało się tłumaczenie Szymona Żuchowskiego (Xavier de Maistre, Podróż dookoła pokoju), a także dwa artykuły poświęcone de Maistre’owi, na czym moja notatka niewątpliwe traci, ale uzupełnię lukę, gdy tylko pojawią się możliwości.
Ilustracje pochodzą z dwóch dziewiętnastowiecznych francuskich wydań Voyage: z 1878 oraz 1882 roku dostępnych w bibliotece cyfrowej Gallica. Winietka wstępna zaś, to fragment ilustracji z angielskiego tłumaczenia A Journey Round my Room z 1871, omówionego na portalu Public Domain Review.
Tylko nieliczne obrazy de Maistre’a dochowały się do naszych czasów. Wiele spłonęło w czasie pożaru Pałacu Zimowego w 1837 roku. Próbkę jego twórczości daje pejzaż z pustelnikiem z 1830, znajdujący w kolekcji Musée des Beaux-Arts w Chambéry, rodzinnego miastreczka de Maistre’a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz