poniedziałek, 10 lutego 2014

Z dawną przyjaźnią

Na blogu warszawskiego antykwariatu Kwadryga ukazują się od jakiegoś czasu opowieści Jana Strausa o książkach, które w Kwadrydze nabył do swej biblioteki. Jest to materiał fascynujący dla wszystkich bibliofilów. W części drugiej wspomnień pana Strausa natknąłem się na rzecz, która mnie zaciekawiła, bo dotyczy Henryka Józewskiego i kręgu jego przyjaciół. Jan Straus wypowiada się na temat autografów i opisuje jedną z książek ze swych zbiorów, egzemplarz Szkiców o Conradzie Marii Dąbrowskiej z dedykacją właśnie dla Henryka Józewskiego, z 18 XII 1959 roku. Dedykacje Marii Dąbrowskiej – jak pisze autor – są rzadkie i trudne do zdobycia , bo pisarka była im niezbyt chętna i nie pozostawiła ich po sobie wiele.


„Z szacunku dla obdarowanego – pisze Straus – w tekście książki dokonała [Dąbrowska] odręcznej korekty ważniejszych, nie zauważonych w druku omyłek. Nie ma ich zbyt wiele, ale są istotne. Podpisując książkę na kiermaszu dla przygodnego czytelnika, nie zrobiłaby tego. Typowe ślady lektury wskazują, że egzemplarz Szkiców o Conradzie był przez adresata dedykacji autorki Dzienników wielokrotnie czytany, co w tym przypadku, sprawiło mi sporo przyjemności.” „Henryk Józewski – przypomina Straus – w mieszkaniu autorki Nocy i dni na Polnej po wojnie bywał często, był bowiem bliskim przyjacielem wieloletniego towarzysza życia Marii Dąbrowskiej Stanisława Stempowskiego.”

Ale warto dodać, że Józewski u Dąbrowskiej i Stempowskiego bywał często także przed wojną, bywali również i oni w jego domu w Jaworzu, spotykali się wszyscy także w mieszkaniu państwa Rettingerów na Flory, gdzie mieszkał syn Stanisława Stempowskiego Jerzy, z którym również Józewski się przyjaźnił, a w 1924 założył z nim Zakon Pstrego Konia i opublikował „Bibliotekę Pstrykońską”

W czasie okupacji Maria Dąbrowska pisała artykuły do redagowanych przez Józewskiego pism „Polska Walczy” oraz „Ziemie Wschodnie Rzeczpospolitej” (od 1942 roku), wspomagała go finansowo, gdy się ukrywał po wojnie. Po wyjściu z więzienia w 1956 roku Rykuńcio (jak go Dąbrowska nazywała) regularnie odwiedzał pisarkę w mieszkaniu na Polnej, a po śmierci Stanisława Stempowskiego bywał też częstym gościem w mieszkaniu na Al. Niepodległości i później w domu w Komorowie. Dąbrowska odwiedzała też Józewskiego i Michalinę Krzyżanowską w zajmowanej przez nich pracowni na Koszykowej 24.

Z Dzienników pisarki wiemy, że Dąbrowska podziwiała hart ducha Józewskiego, siłę moralnej postawy i jego pogodne usposobienie. Z sympatią pisała o jego twórczości malarskiej, nie entuzjazmowała się jednak próbami pisarskimi i krytykowała jego Opowieść o istnieniu, nie zgadzała się też w ocenie Piłsudskiego. Józewski zaś negatywnie oceniał postawę Dąbrowskiej w czasach stalinowskich. Te różnice nie kładły się jednak cieniem na ich przyjaźni, która, jak mówi dedykacja, była „dawną” i trwała blisko czterdzieści lat, aż do śmierci pisarki.


„O Henryku Józewskim, – pisze jeszcze Jan Straus – jednym z najbliższych współpracowników Piłsudskiego, a w czasie okupacji twórcy słynnego „Biuletynu Informacyjnego” wiem wiele i jego postać oraz poglądy są mi bardzo bliskie. W swoim czasie sporo opowiadał mi o nim inny wybitny, zaprzyjaźniony z Henrykiem Józewskim, dobrze znany mi człowiek: twórca Kedywu i członek KOR-u, doktór Józef Rybicki, u którego, jeszcze za życia, dawny wojewoda wołyński zdeponował swoje, do tej pory niewydane pamiętniki.”

Warto w tym miejscu uściślić, że obszerne fragmenty pamiętnikowe dzieła Józewskiego zatytułowanego Opowieść o istnieniu zostały już opublikowane jako Zamiast pamiętnika w „Zeszytach Historycznych”. Całość (oryginał maszynopisu obecnie znajduje się w Dziale Rękopisów BUW) rzeczywiście z powodu różnych trudności edytorskich nie doczekała się dotąd publikacji.

Na zakończenie ciekawostka ortograficzna i anegdota. Pisze Jan Straus: „Pod dedykacją podpisała się po staroświecku, piórem: Marja Dąbrowska, pisząc swoje imię Maria według zasad dawnej ortografii: przez długie jot.” Rzeczywiście dawną pisownię swego imienia Dąbrowska zachowała do końca życia i tak też podpisywała się w korespondencji, co bardzo fortunnie zachował Andrzej Stanisław Kowalczyk wydawca jej listów do Jerzego Stempowskiego (Maria Dąbrowska, Jerzy Stempowski, Listy, t. 1-3, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2010). Zresztą próby skłonienia Dąbrowskiej do jakichkolwiek ustępstw w kwestiach gramatyczno-ortograficznych prawdopodobnie nie miałyby szans powodzenia. Profesor Marcin Kula, na którego seminarium uczęszczałem w połowie lat 90., opowiadał anegdotę o tym, jak Dąbrowska podczas rutynowej wizyty w wydawnictwie rozmawiała z młodziutką panią redaktor, która zwróciła uwagę, że jakiegoś wyrazu w jej tekście tak się nie pisze. W odpowiedzi miała usłyszeć od pisarki: „Drogie dziecko, ale od dzisiaj tak się będzie pisać.”

Anegdota trafnie oddawała stan rzeczy. Dąbrowska do spraw języka, pisowni, składni przywiązywała ogromną wagę i autonomię pisarza w tym względzie widziała jako niepodważalne prawo. Pod datą 11 grudnia 1946 roku zanotowała w dzienniku z niezwykłym oburzeniem: „Miałam tymi czasy mnóstwo zdenerwowania z powodu kretynizmu korektorów „Czytelnika”, którzy poważają się z głupotą „małpy w kąpieli” poprawiać mój język, styl, składnię. Przy znajomości własnej języka polskiego niewiele większej niżby mogła być u nieinteligentnych cudzoziemców. I przy najzupełniejszym braku wyczucia tzw. ducha języka – nie mówiąc już o wyczuciu mojego stylu i sposobu pisania.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz